Kochana rodzina moja, zrobiła mi pobudkę przed szóstą rano. Zbierając się do pracy [żona] i szkoły [syn] robią rano w domu taki ferment i hałas, że umarłego by obudzili, co dopiero mnie. Tym sposobem o szóstej już pakowałem przesyłki. Może to i dobrze, bo zeszło mi się do dziewiątej. Od samego rana leje, z małymi przerwami. Właśnie w taką przerwę w opadach chciałem się „wstrzelić” na motorze, aby zawieść paczki do paczkomatu i na pocztę. Miałem też umówiony odbiór kilku nowości. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie byłbym pierdołą. Najpierw szukałem 15 minut kluczyków od motocykla w domu. Nie znalazłem. Poszedłem do garażu i okazało się, że zostawiłem przekręcone w stacyjce od piątku. Akumulator zdechł totalnie. Więc musiałem wrócić do domu, znów się przebrać się z ciuchów na motor na cywilne łachy, przepakować wysyłki - jeszcze nie wyszedłem a już miałem dość. Wszystko załatwiałem dziś piechotą. Może tak miało być, może miałem dzisiaj nie wyjeżdżać? Przeznaczenie? Opaczność czuwa?
Troszkę nowych książek przytachałem z okolicy poczty. Nic specjalnego właściwie,ale jest Zły Tyrmanda. Kurczę, ktoś chciał, muszę sobie przypomnieć.
Mam zamiar szybko uwinąć się z robotą, bo dniówka trwa już od szóstej, to raz, dwa – muszę jechać popołudniu do szwedzkiego sklepu na „I” po parę rzeczy. Plusem jest to, że przy okazji wciągnę parę hot-dogów. Taka moja tradycja.
Jeszcze w temacie motocykla, zbieram powolutku części potrzebne do remontu. Mam do zrobienia układ hamulcowy, sprzęgło i amortyzatory. Kurka wodna, w całej Polsce nie ma nigdzie do kupienia zestawu naprawczego do zacisku hamulca. Muszę ściągać z Wielkiej Brytanii – wysyłka równa cenie tych czterech gumek. Trudno, się chciało to teraz płać.
Dzisiaj mija tydzień od sprzedaży „Żbików”, a jeszcze za ponad połowę nie otrzymałem wpłaty. Zapytałem grzecznie klienta kiedy mogę się jej spodziewać, odpowiedzi na to pytanie nie otrzymałem, za to szczegółowe wytyczne jak mam zapakować towar. No ciekawe.
Normalnie zrobił się dzień wariata.
Dzwoni klientka, że chce książkę, którą widziała u mnie w sobotę. Okazało się, że już się sprzedała. Mam załatwić inny egzemplarz i wysłać SMS gdy będzie. OK, tylko jest problem - ona ma numer zastrzeżony, proszę o numer telefonu, Pani w pół zdania się rozłącza. Nie mogę oddzwonić bo jak? Załatwiać? Nie załatwiać?
Następny kwiatek po chwili. Klient z pretensjami, że jeszcze nie ma przesyłki z Allegro. Wybrał list zwykły nierejestrowany. Nie ma numeru nadania, bo to taka usługa, nie można jej reklamować jak się zgubi. List zwykły u mnie to koszt 4 zł, polecony Allegro 5,90 zł. Zaoszczędził 1,90 zł i teraz chce zwrot za książkę i przesyłkę. Z jakiego powodu mam ponosić materialną odpowiedzialność za złe wybory klientów. Chyba są świadomi tego co robią? Jaką mam pewność, że jej nie odebrał i teraz chce zwrot wyłudzić? Ludzie!
Po chwili następny z pytaniem kiedy otrzyma zamówienie. Szkopuł w tym, że go jeszcze nie opłacił. Dostaniesz Szanowny Panie książkę, gdy będę miał kasę na koncie, bo inaczej nie mogę paragonu fiskalnego zrobić. Wcześniej nie wysyłam, bo niby dlaczego? Nie dam paragonu to będzie afera, że państwo okradam na 12 zł. Jaką mam gwarancję, że zapłaci? No i jeszcze musi przecież Poczta list dostarczyć. Więc nie wiem kiedy otrzymasz, nie jestem jasnowidzem. Jakbym był medium to byłbym bogaty i nie musiał handlować używanymi książkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz