niedziela, 7 czerwca 2020

7 czerwca 2020, niedziela pora obiadowa.

Obiad siedzi cicho w piekarniku i rumieni się ze wstydu. Miał być grill, właściwie to miał on być już wczoraj. W sobotę jednak znajomi wpadli tylko na kawkę w ogrodzie, a nie na umówiony wcześniej posiłek aromatyczno-dymny pozakrapiany. Posiedzieliśmy trochę z zachowaniem dystansu społecznego, mięcho zostało nieusmażone. Trunki też jeszcze w większości są. Przyznaję się, moja wina, że już nie ma wszystkich. To co przygotowane zostało wczoraj, miało dziś na obiad zgrillowane zostać, ale zaczęło lać. Z oddali w tej chwili słychać efekty dźwiękowe jak na początku pierwszej strony debiutu Black Sabbath. Tym sposobem wszystko wylądowało w piekarniku w kuchni. Grill-impreza została przeniesiona na środę, może i piątek. Zobaczymy. 

Wczoraj trochę poczytałem zaległych książek, posiedziałem na słonku, pracą się nie skalałem. Potrzebne mi to było, żeby nie zwariować. 

Dostałem potwierdzenie, że mogę odebrać książki, o których pisałem w piątek [te 8 regałów]. Jutro czeka mnie transport tego wszystkiego. 

Żeby nie było za bardzo sielankowo, od rana dzisiaj przygotowuję sobie powoli zamówienia, które przyszły od piątku. Co mogę pakuję, zlecam wysyłki i takie tam. Będę jutro miał mniej do roboty. To już niedzielna tradycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

21 września 2022, środa.

Właśnie wróciłem od dentysty i jestem ogólnie sponiewierany i znieczulony. Mój aparat gębowy nie działa prawidłowo. Dopiero za dwie godziny ...