Dzisiaj pokiełbasiłem sobie cały dzień wyjazdem po książki do klientki. Wyjechałem z rana zamiast pakować książki, teraz mam opóźnienie, również z winy Poczty polskiej, bo nie działał ich Elektroniczny nadawca. Kupione książki są bez szaleństw, ale jest prawie cały komplet Przygód Tomka Szklarskiego oraz dwa tomy Encyklopedii Piłkarskiej Fuji, więc nie jest najgorzej. Teraz czekam na następną klientkę, jedzie do mnie z jednym Zafonem i Biblią. Paczki zawiozę przed zamknięciem poczty i do paczkomatu, bo przyszły te podręczniki angielskie dla syna, które zamówiłem podwójnie. Kiedyś o tym pisałem. Dzwoniła do mnie też Pani, która robi porządek w tzw. „masie spadkowej” - nieładna ta nazwa, ale celna. Jeśli zdecyduje się na sprzedaż będą fajne książki, stare i nietuzinkowe.
Często dostaje pytania jak do tego doszło, że zostałem antykwariuszem. Napiszę o tym, w końcu tytuł „Pamiętnik antykwariusza„ zobowiązuje. Tak w ogóle z wykształcenia jestem chemikiem. Jest to dość istotna wiadomość, ale o tym za chwilę. Kiedyś pracowałem w firmie, która zajmowała się produkcją chemiczną i w czasie gdy nie było nic do produkowania, przerzucany byłem do działu naprawy wag – drugiej, a właściwie później głównej działalności tej firmy. Więc chemik wylądował zajmując się wszystkim właściwie – elektroniką, automatyką, metrologią, mechaniką precyzyjną, lakiernictwem itp. Nie była to moja pierwsza praca po szkole, zaraz po jej ukończeniu, a właściwie jeszcze podczas jej trwania pracowałem w laboratorium medycznym zajmując się analizami biochemicznymi. Stamtąd przesłoniłem się do tej firmy wagarsko-produkcyjnej. Te dwa fachy dały mi dużo w późniejszej pracy antykwarycznej, można nieskromnie powiedzieć, że jestem specjalistą w literaturze z tych tematów, czasami się to przydaje, szczególnie przy zakupach gdy kupuję książki specjalistyczne, które inni omijają. Ja umiem je odpowiednio wycenić bez posiłkowania się internetem i wybrać te „perełki”. Spędziłem w tej pracy naście lat... i tu pojawiają się przypadkiem książki. Praca wiązała się z różnymi wyjazdami, po całej Polsce, jeździło się na awarie, montaże linii, do wielu zakładów poznając je od środka. W takim właśnie zakładzie będącym w trakcie przekształcania i częściowej likwidacji, natrafiłem na książki, nikomu nie potrzebne, będące pozostałością po zlikwidowanej bibliotece przyzakładowej. Pozwolono mi trochę sobie ich zabrać więc zabrałem. Były to pozycje związane z chemią i elektroniką jak dobrze pamiętam. Allegro wtedy zaczynało, nie było tak wielkiej konkurencji jak dzisiaj, zacząłem je sprzedawać, miałem też trochę swoich już niepotrzebnych mi książek związanych z analityką i medycyną. Wystawiłem je. Sprzedały się, dobrze się sprzedały... Wykombinowałem sobie, czemu by nie kupować tych książek na większą skalę i nie sprzedawać. Robota marzenie by się wydawało. Kupić, zrobić zdjęcie i opis, wystawić i sprzedać, kupić następne... wszystko w domu, w kapciach, bez wyjazdów, zrywania się porannego, no i będę pracował na siebie! Trochę poobserwowałem rynek, popytałem, zrobiłem sobie rezerwę towaru i... dałem wypowiedzenie z trzymiesięcznym okresem oraz jednocześnie założyłem firmę. Było to w 2007 roku. Pracowałem te trzy miesiące na 2 etaty, jeden w firmie wagarsko-chemicznej, drugi w domu w swojej. Zostawiłem sobie furtkę, że gdyby coś się wykrzaczyło, nie poszło to mogłem wrócić na stare śmieci. Wypowiedzenie poleciało by do kosza. Szło jednak, nad wyraz dobrze szło. Więc tak zostało. Myślałem na początku, że to będzie robota zajmująca 8 godzin, tak jednak nie jest, nikogo nie zatrudniam, wszystko muszę zrobić sam. Na dodatek firmę prowadzę u siebie w domu więc jestem w niej 24/7/365, ale w kapciach lub na boso, popijając kafkę lub coś innego.
Pani z Zafonem i Biblią będzie jednak jutro rano po ósmej. Znów się nie wyśpię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz