Wczorajszy wieczór oraz część dzisiejszego poranka zmarnowałem na szukanie jednej książki. Nie zgubiłem jej, jak się później okazało, to dobrze, bałaganu w książkach nie mam aż tak wielkiego. Po dłuższym śledztwie doszedłem do wniosku, że książka była w sprzedaży z powodu zdublowania aukcji przez Allegro. Aukcja wystawiona była przeze mnie w 2017 roku. Zamiast jednej pozycji wystawiono dwie identyczne aukcje z rożnymi numerami. Jedna zakończyła się sprzedażą wieki temu, druga od tamtej pory wisiała sobie na Allegro. Zadzwoniłem do kupującej, przeprosiłem i oddałem pieniążki. Co mogę więcej? Próbowałem też wcześniej gdzieś tą książkę dla nie kupić, ale.. tylko ja ją sprzedawałem na przestrzeni tych trzech lat. Bywa i tak.
W dzisiejszych czasach osobnik zalatujący alkoholem wzbudza powszechne zaufanie, wszak dezynfekcja jest podstawą egzystencji.
Zbyt wielkie porcje książek sobie przygotowuję codziennie do "obrobienia". Zmniejszam ilość nowości od dziś do 30-40 tytułów dziennie. To taka optymalna ilość, którą można dokładnie i spokojnie wystawić w ciągu dnia nie przegrzewając zbytnio mózgu i zachowując jako-taki porządek. No i kupującym będzie łatwiej to wszystko ogarnąć. Obfitość w tym przypadku nie jest wskazana.
Tu codziennie (no prawie) publikuję swoje wspomnienia, czasami też przemyślenia - nierzadko wstrząsające.
poniedziałek, 30 marca 2020
niedziela, 29 marca 2020
29 marca 2020, niedziela.
Wczoraj opracowywałem do sprzedaży dość rzadką książkę, wspomnienia polskiego oświatowca i ludowca Teodora Kaczyńskiego Z Żółtym Kuferkiem. Szukając informacji na temat autora znalazłem przy okazji informacje o jego imienniku Theodorze Kaczyńskim. Theodor, zwany też Tedem jest matematykiem o polskich korzeniach mieszkającym w USA. Znany jest nie ze swoich osiągnięć matematycznych, lecz z tego, że jest dość znanym terrorystą. Wysyłał on swoim ofiarom paczki z bombami. Tym sposobem okaleczył i uśmiercił wiele osób. Skazany został w 1998 na dożywocie. Wielu jest Kaczyńskich ma tym świecie. Nie będę drążył tematu, chociaż.. eh, może jednak nie.
W Chorzowie pewien facet wypadł z okna na czwartym pietrze. Wyrzucał fotel i wypadł razem z nim. Nie zginął na miejscu tylko dlatego, że po drodze wpadł na kable energetyczne, które spowolniły jego upadek. Było to na ulicy Hajduckiej, to specyficzne miejsce. Zdarzało mi się tam kupować książki. Przypomniała mi się taka oto autentyczna opowieść. Pewien pan wylał rozpuszczalnik do ubikacji. Zasiadł po pewnym czasie na tronie w celu wiadomym. Palił papierosa. Gdy już skończył załatwiać swoje, wrzucił niedopałek do muszli. Nastąpił wybuch. Wezwany do wypadku lekarz pogotowia i sanitariusz znosząc nieszczęśliwca po schodach dostali takiego ataku śmiechu, że biednego poparzonego zrzucili z noszy, w efekcie czego dodatkowo złamał rękę. Tak mi się skojarzyło.
Trzeba wszystkie książki przeglądać dokładnie przed sprzedażą. Nie tylko w poszukiwaniu ukrytych w nich skarbów jak papierki po czekoladach czy święte obrazki. Należy patrzyć czy ktoś znany się w niej nie podpisał. W książce Arkadego Fiedlera znalazłem podpis jego syna Marka, również podróżnika i pisarza, który prowadzi muzeum imienia swego ojca. Nie przedstawia takiej wartości jak podpis Arkadego, ale to i tak ciekawy okaz. Książka ojca podpisana przez syna. Zostawię ją sobie.
Mój sklep internetowy od początku jego istnienia odwiedziło już 4 914 722 osób. Licznik zlicza wejścia w ten sposób, że nie rejestruje już drugiego wejścia z danego adresu IP, więc jest tego całkiem sporo. Niedługo będzie pięć milionów! Taki chwaliwpis.
Poza tym normalna praca, wystawianie pozycji z magazynu dzień kolejny.
Fallout 4 poziom 50 i pół.
W Chorzowie pewien facet wypadł z okna na czwartym pietrze. Wyrzucał fotel i wypadł razem z nim. Nie zginął na miejscu tylko dlatego, że po drodze wpadł na kable energetyczne, które spowolniły jego upadek. Było to na ulicy Hajduckiej, to specyficzne miejsce. Zdarzało mi się tam kupować książki. Przypomniała mi się taka oto autentyczna opowieść. Pewien pan wylał rozpuszczalnik do ubikacji. Zasiadł po pewnym czasie na tronie w celu wiadomym. Palił papierosa. Gdy już skończył załatwiać swoje, wrzucił niedopałek do muszli. Nastąpił wybuch. Wezwany do wypadku lekarz pogotowia i sanitariusz znosząc nieszczęśliwca po schodach dostali takiego ataku śmiechu, że biednego poparzonego zrzucili z noszy, w efekcie czego dodatkowo złamał rękę. Tak mi się skojarzyło.
Trzeba wszystkie książki przeglądać dokładnie przed sprzedażą. Nie tylko w poszukiwaniu ukrytych w nich skarbów jak papierki po czekoladach czy święte obrazki. Należy patrzyć czy ktoś znany się w niej nie podpisał. W książce Arkadego Fiedlera znalazłem podpis jego syna Marka, również podróżnika i pisarza, który prowadzi muzeum imienia swego ojca. Nie przedstawia takiej wartości jak podpis Arkadego, ale to i tak ciekawy okaz. Książka ojca podpisana przez syna. Zostawię ją sobie.
Mój sklep internetowy od początku jego istnienia odwiedziło już 4 914 722 osób. Licznik zlicza wejścia w ten sposób, że nie rejestruje już drugiego wejścia z danego adresu IP, więc jest tego całkiem sporo. Niedługo będzie pięć milionów! Taki chwaliwpis.
Poza tym normalna praca, wystawianie pozycji z magazynu dzień kolejny.
Fallout 4 poziom 50 i pół.
sobota, 28 marca 2020
28 marca, sobota.
Wczoraj postu nie było, zarobiony byłem jak nie wiem co. Wreszcie też dojrzałem do wydrukowania zakładek, których projekt chyba ze trzy miesiące gapi się na mnie ukradkiem z pulpitu komputera. Zgrałem go na pena i zaniosłem do drukarni. Miła Pani maiła zadzwonić z wyceną. Nie zadzwoniła. W poniedziałek ja zadzwonię.
Dziś natomiast wszystko idzie mi strasznie opornie. Przygotowałem sobie mniej, bo ze 30 książek do wystawienia, ale chyba tego nie ogarnę. Nie dam rady. Mam chyba piasek w trybach. Są takie dni, kiedy nie mam do tego serca i strasznie mnie ta praca nuży. Dziś właśnie tak jest. Może trzecia kawa pomoże? Spróbuję. Kawiarka w ruch!
Dziś natomiast wszystko idzie mi strasznie opornie. Przygotowałem sobie mniej, bo ze 30 książek do wystawienia, ale chyba tego nie ogarnę. Nie dam rady. Mam chyba piasek w trybach. Są takie dni, kiedy nie mam do tego serca i strasznie mnie ta praca nuży. Dziś właśnie tak jest. Może trzecia kawa pomoże? Spróbuję. Kawiarka w ruch!
czwartek, 26 marca 2020
26 marca 2020, czwartek.
Rano nażarłem się chleba z czosnkiem i masłem. Odstęp dwóch metrów jakoś sam się robi, ludzie mnie omijają łukiem szerokim. Wirusy mam nadzieję również.
Z magazynu wjechało dziewięć ogromnych toreb z książkami, wszystkiego jest coś ponad 600 tytułów. Ze dwa tygodnie będę to opanowywał, może trzy. Czas pokaże. Zdjęcie wstawiłem na Instagram. Czasami coś tam trzeba umieścić.
Mam pomysła! Sposób na zarobek dla tych, którzy prowadzą siłownie/fitnessy i hotele w dobie kryzysu i pandemii, kwarantann oraz zachorowań. Zamykane są szpitale z powodu tego, że lekarka nie przyznała się do tego, że jest chora. Właściciele siłowni narzekają na brak klientów. Przecież mogą te hantle i bieżnie wypożyczać do domów. Wystarczy zastaw pobrać, nie wierzę żeby się chętni nie znaleźli. Hotele też świecą pustkami, bo wiadomo wirus. Restauracje w nich zlokalizowane nie pracują, bo zaraza i nie ma gości. Proponuję czasowo zamienić hotele w szpitale. Łóżka już są, tylko zwieść aparaturę i można działać. Kuchnia i pralnia też będzie miała co robić. Apartament dla nowożeńców dla jakiegoś VIP-a będzie. Nie śmieję się, poważnie mówię.
Ludzie dzwonią, ja nadal odmawiam zakupu. Ciekawe co mi obok nosa przeszło? Lepiej może się nad tym nie zastanawiać tylko zanurkować w jednej z dziewięciu toreb.
Z magazynu wjechało dziewięć ogromnych toreb z książkami, wszystkiego jest coś ponad 600 tytułów. Ze dwa tygodnie będę to opanowywał, może trzy. Czas pokaże. Zdjęcie wstawiłem na Instagram. Czasami coś tam trzeba umieścić.
Mam pomysła! Sposób na zarobek dla tych, którzy prowadzą siłownie/fitnessy i hotele w dobie kryzysu i pandemii, kwarantann oraz zachorowań. Zamykane są szpitale z powodu tego, że lekarka nie przyznała się do tego, że jest chora. Właściciele siłowni narzekają na brak klientów. Przecież mogą te hantle i bieżnie wypożyczać do domów. Wystarczy zastaw pobrać, nie wierzę żeby się chętni nie znaleźli. Hotele też świecą pustkami, bo wiadomo wirus. Restauracje w nich zlokalizowane nie pracują, bo zaraza i nie ma gości. Proponuję czasowo zamienić hotele w szpitale. Łóżka już są, tylko zwieść aparaturę i można działać. Kuchnia i pralnia też będzie miała co robić. Apartament dla nowożeńców dla jakiegoś VIP-a będzie. Nie śmieję się, poważnie mówię.
Ludzie dzwonią, ja nadal odmawiam zakupu. Ciekawe co mi obok nosa przeszło? Lepiej może się nad tym nie zastanawiać tylko zanurkować w jednej z dziewięciu toreb.
środa, 25 marca 2020
25 marca 2020, środa.
Dzwonił Pan o brudnych książek. Był bardzo zwiedzony, że nie skupuję w tej chwili. Będzie sprzedawał gdzie indziej. Powodzenia życzę, raczej nikt obecnie nie skupuje książek z tego co wiem.
Od dziś Rząd wprowadził zaostrzone przepisy co do poruszania się. Dozwolone jest tylko w ważnych sprawach. Zatarganie paczek na pocztę to chyba ważna sprawa, w zasadzie to moja praca. Że też wcześniej nie zleciłem odbiorów paczek z firmy. Teraz się już nie da. Chciało się zaoszczędzić, to teraz mam. Mądry po szkodzie jak zawsze.
Dostałem już kolejne zamówienie telefoniczne na książkę Bestie końca czasu Henryka Pająka. Skąd je brać? I to tanio, bo za 60 zł to nie jest żadna sztuka znaleźć. Jeśli kupię w tej cenie to nic nie zarobię. Swoją drogą kiedyś próbowałem ją czytać. Nie podołałem niestety.
Ozonator ozonuje ozonem, mówiąc krótko - działa. Zagazowałem kilka książek na próbę. Zobaczę czy się nie rozlecą i czy druk nie zniknie. Obecnie wyglądają dobrze, pachną nowością z lekką nutą basenu miejskiego. Jedni twierdzą, że ozon nie jest skuteczny na wirusy, inne mądre głowy, że jak najbardziej się nadaje. Zdam się na zdrowy rozsądek i to czego się nauczyłem w szkole [jestem chemikiem]. Będę gazował.
Jak ktoś coś już projektuje, to chyba tego później nie używa, albo nie testuje. Design [jak ja nie lubię tego słowa] jest najważniejszy w obecnej chwili, tak mi się wydaje. Użyteczność przedmiotu jest zupełnie na marginesie. Wyjaśniam. Kupiłem butelkę z atomizerem do izopropanolu, którym czyszczę upaćkane paluchami okładki. Wszystko pięknie, rozpyla cudnie, ale co chwila butelka się normalnie wywala, wylewając IPA na biurko. To obecnie płyn straszliwie drogi i trudny do kupienia. Robi się z niego preparaty do odkażania, więc nie jest to dziwne. Pojemnik ma dno o zbyt małej średnicy do jego wysokości. Szwedzki bubel. Wrzuciłem do butelki 30 kulek z łożysk obciążając dno. Teraz stoi stabilnie. Może zaproponować im, żeby zrobili zestaw uzupełniający na bazie kulek. Pomysł mój, niech sobie go nazwą jak chcą, najlepiej jakoś tak, żeby tego wymówić się nie dało.
Hamulec przedni w motorze mam do bani. W zeszłym roku jesienią rozpocząłem kompletowanie części do remontu. Czekają już: tarcza hamulcowa, chyba zrobiona ze złota czy palladu - taka była droga, nowe klocki, ściągnięty z Japonii zestaw naprawczy do zacisku [w Polsce nie kupisz], uszczelniacze lag, specjalne oleje. Cały karton części. Żeby zamknąć zakupy zamówiłem zbrojony przewód hamulcowy. Wszystko muszę zamontować i naprawić w przyszłym tygodniu, ponieważ kończy mi się przegląd techniczny, a w obecnym stanie mógłby być z nim problem. Ma być pogoda, to sobie podłubię. Później sprzęgło, które muszę dopiero kupić [też chyba ze złota jest], filtry, olej, króćce gaźników, itd., ale to już po przeglądzie.
Książki z zapasów jeszcze są i w tym tempie sprzedaży będą jeszcze na dwa - trzy miesiące. Co potem? Się zobaczy.
O mały włos nie przeoczyłem wczoraj Wyspy Dębów. W odcinku: zaleziono ni to gwóźdź, ni to kotwę, ale starą, w okolicy tej nowej konstrukcji drewnianej. Osuszono bagno, ale nie całkowicie. Woda cały czas je zalewa. Anomalia, która miał być ścieżką, chyba nią nie jest. Odkopywanie jej z powodu zalewania idzie opornie. Chyba wwiercili się też w studnię skarbów. Potwierdzą to badania radiowęglowe z tego co wydobyli. Przez wyspę przeszedł huragan. Zrobił straszny bałagan, zniszczył drogi połamał drzewa, zalał bagno. Panowie się nie poddali i osuszają je ponownie. Koniec.
Od dziś Rząd wprowadził zaostrzone przepisy co do poruszania się. Dozwolone jest tylko w ważnych sprawach. Zatarganie paczek na pocztę to chyba ważna sprawa, w zasadzie to moja praca. Że też wcześniej nie zleciłem odbiorów paczek z firmy. Teraz się już nie da. Chciało się zaoszczędzić, to teraz mam. Mądry po szkodzie jak zawsze.
Dostałem już kolejne zamówienie telefoniczne na książkę Bestie końca czasu Henryka Pająka. Skąd je brać? I to tanio, bo za 60 zł to nie jest żadna sztuka znaleźć. Jeśli kupię w tej cenie to nic nie zarobię. Swoją drogą kiedyś próbowałem ją czytać. Nie podołałem niestety.
Ozonator ozonuje ozonem, mówiąc krótko - działa. Zagazowałem kilka książek na próbę. Zobaczę czy się nie rozlecą i czy druk nie zniknie. Obecnie wyglądają dobrze, pachną nowością z lekką nutą basenu miejskiego. Jedni twierdzą, że ozon nie jest skuteczny na wirusy, inne mądre głowy, że jak najbardziej się nadaje. Zdam się na zdrowy rozsądek i to czego się nauczyłem w szkole [jestem chemikiem]. Będę gazował.
Jak ktoś coś już projektuje, to chyba tego później nie używa, albo nie testuje. Design [jak ja nie lubię tego słowa] jest najważniejszy w obecnej chwili, tak mi się wydaje. Użyteczność przedmiotu jest zupełnie na marginesie. Wyjaśniam. Kupiłem butelkę z atomizerem do izopropanolu, którym czyszczę upaćkane paluchami okładki. Wszystko pięknie, rozpyla cudnie, ale co chwila butelka się normalnie wywala, wylewając IPA na biurko. To obecnie płyn straszliwie drogi i trudny do kupienia. Robi się z niego preparaty do odkażania, więc nie jest to dziwne. Pojemnik ma dno o zbyt małej średnicy do jego wysokości. Szwedzki bubel. Wrzuciłem do butelki 30 kulek z łożysk obciążając dno. Teraz stoi stabilnie. Może zaproponować im, żeby zrobili zestaw uzupełniający na bazie kulek. Pomysł mój, niech sobie go nazwą jak chcą, najlepiej jakoś tak, żeby tego wymówić się nie dało.
Hamulec przedni w motorze mam do bani. W zeszłym roku jesienią rozpocząłem kompletowanie części do remontu. Czekają już: tarcza hamulcowa, chyba zrobiona ze złota czy palladu - taka była droga, nowe klocki, ściągnięty z Japonii zestaw naprawczy do zacisku [w Polsce nie kupisz], uszczelniacze lag, specjalne oleje. Cały karton części. Żeby zamknąć zakupy zamówiłem zbrojony przewód hamulcowy. Wszystko muszę zamontować i naprawić w przyszłym tygodniu, ponieważ kończy mi się przegląd techniczny, a w obecnym stanie mógłby być z nim problem. Ma być pogoda, to sobie podłubię. Później sprzęgło, które muszę dopiero kupić [też chyba ze złota jest], filtry, olej, króćce gaźników, itd., ale to już po przeglądzie.
Książki z zapasów jeszcze są i w tym tempie sprzedaży będą jeszcze na dwa - trzy miesiące. Co potem? Się zobaczy.
O mały włos nie przeoczyłem wczoraj Wyspy Dębów. W odcinku: zaleziono ni to gwóźdź, ni to kotwę, ale starą, w okolicy tej nowej konstrukcji drewnianej. Osuszono bagno, ale nie całkowicie. Woda cały czas je zalewa. Anomalia, która miał być ścieżką, chyba nią nie jest. Odkopywanie jej z powodu zalewania idzie opornie. Chyba wwiercili się też w studnię skarbów. Potwierdzą to badania radiowęglowe z tego co wydobyli. Przez wyspę przeszedł huragan. Zrobił straszny bałagan, zniszczył drogi połamał drzewa, zalał bagno. Panowie się nie poddali i osuszają je ponownie. Koniec.
wtorek, 24 marca 2020
24 marca 2020. Wpis numer 200!
Wstałem rano połamany jak colsztok. Colsztok to w gwarze śląsko-rzemieślniczej skomplikowane urządzenie pomiarowe, znane powszechnie jako calówka.
Ostatnimi czasy w telewizji niebieskiej pojawiają się często wideo rozmowy transmitowane z domów różnych polityków, artystów czy innych dziennikarzy. Wszystko z powodu kwarantanny. Prawie każdy z nich nagrywa się na tle biblioteczki czy regału suto zastawionego książkami. W większości przypadków są to opasłe tomiska, powszechnie wiadomo wszak, że im grubsze, tym mądrzejsze. W tym przypadku rozmiar ma znaczenie. Mam pewne zboczenie zawodowe [właściwie mam ich kilka, ale to jedno z nich] po grzbietach staram się zidentyfikować wyeksponowane w tam książki. Ostatnio pewien Pan dziennikarz za sobą miał Mrożka obok Kapitału Marksa, trochę dalej biografię Hitlera obok książki o klockach Lego. Na podstawie lektur można nakreślić rys osobowości rozmówcy. Pokaż swoje książki, a powiem Ci kim jesteś można by powiedzieć. Ciekawe co można wywnioskować po moich 'grzbietach'.
Wyceniałem album "Jacyś Ludzie" z fotografiami powstańców śląskich Stanisława Gadomskiego. Archiwer Allegro znalazł moją ofertę sprzed kilku lat. Zaczynam się powtarzać. Skopiowałem sobie bezczelnie opis, przecież od siebie chyba mogę. Parę lat temu pilnowałem tego, żeby ktoś nie kopiował moich aukcji. Od zawsze dokładne opisy są dla mnie szczególnie ważne, wyraźnie zwiększają szansę sprzedania książki, ale przygotowanie ich jest czasochłonne. Skanowanie, obróbka OCR, poprawa błędów itd. Wracając do zamierzchłych czasów... kiedyś umieszczałem ukryte słowo klucz gdzieś w spisie treści czy opisie, po którym można było znaleźć kopię mojego opisu. Na tej podstawie można było zgłosić sprawę do Allegro i taki plagiat był usuwany przez ten portal. Teraz już od kilku lat już tego nie robię, jest to bezcelowe, ponieważ Allegro już się nie zajmuje takimi "pierdołami".
Dzisiejszy wpis jest dwusetny. Myślałem, że po pięćdziesiątym się wypalę, później że do setki nie pociągnę. Zaskoczenie pełne. Ciągle jest o czym pisać. W związku w powyższym i "pięćdziesiątkę" i nawet "setkę" wieczorem opanuję.
Ostatnimi czasy w telewizji niebieskiej pojawiają się często wideo rozmowy transmitowane z domów różnych polityków, artystów czy innych dziennikarzy. Wszystko z powodu kwarantanny. Prawie każdy z nich nagrywa się na tle biblioteczki czy regału suto zastawionego książkami. W większości przypadków są to opasłe tomiska, powszechnie wiadomo wszak, że im grubsze, tym mądrzejsze. W tym przypadku rozmiar ma znaczenie. Mam pewne zboczenie zawodowe [właściwie mam ich kilka, ale to jedno z nich] po grzbietach staram się zidentyfikować wyeksponowane w tam książki. Ostatnio pewien Pan dziennikarz za sobą miał Mrożka obok Kapitału Marksa, trochę dalej biografię Hitlera obok książki o klockach Lego. Na podstawie lektur można nakreślić rys osobowości rozmówcy. Pokaż swoje książki, a powiem Ci kim jesteś można by powiedzieć. Ciekawe co można wywnioskować po moich 'grzbietach'.
Wyceniałem album "Jacyś Ludzie" z fotografiami powstańców śląskich Stanisława Gadomskiego. Archiwer Allegro znalazł moją ofertę sprzed kilku lat. Zaczynam się powtarzać. Skopiowałem sobie bezczelnie opis, przecież od siebie chyba mogę. Parę lat temu pilnowałem tego, żeby ktoś nie kopiował moich aukcji. Od zawsze dokładne opisy są dla mnie szczególnie ważne, wyraźnie zwiększają szansę sprzedania książki, ale przygotowanie ich jest czasochłonne. Skanowanie, obróbka OCR, poprawa błędów itd. Wracając do zamierzchłych czasów... kiedyś umieszczałem ukryte słowo klucz gdzieś w spisie treści czy opisie, po którym można było znaleźć kopię mojego opisu. Na tej podstawie można było zgłosić sprawę do Allegro i taki plagiat był usuwany przez ten portal. Teraz już od kilku lat już tego nie robię, jest to bezcelowe, ponieważ Allegro już się nie zajmuje takimi "pierdołami".
Dzisiejszy wpis jest dwusetny. Myślałem, że po pięćdziesiątym się wypalę, później że do setki nie pociągnę. Zaskoczenie pełne. Ciągle jest o czym pisać. W związku w powyższym i "pięćdziesiątkę" i nawet "setkę" wieczorem opanuję.
poniedziałek, 23 marca 2020
23 marca 2020, poniedziałek
Wiele osób ląduje w domu na pracy zdalnej. Witamy w klubie! Ja tak mam "naście" lat z własnego wyboru. Przekonają się na własnej skórze, że to nie takie proste jak im się wcześniej wydawało. Teraz wyjdzie kto jest zdyscyplinowany. Trzeba wyznaczać sobie niewielkie cele i je realizować, inaczej z tego nic nie wyjdzie.
Wszystkim odradzam realizowanie wysyłek Pocztą, pomimo tego miałem dziś 12 listów do nadania na poczcie. Możesz gadać człowieku do woli. Płacz dopiero będzie, jak tych listów normalnie nie da się odebrać lub się pogubią w całym tym bałaganie. Paczkomatów dwa razy tyle, do tego trzy przesyłki kurierskie. Oby się to utrzymało, tzn. poziom sprzedaży.
Wpadł na sekundę bratanek w eleganckiej masce, podarowałem mu zestaw Clancy'ego. Niech sobie chłopak poczyta. Chłopak! Kawał chłopa, można powiedzieć chłop jak dąb, a pamiętam go takiego małego jak po podwórku z patykami biegał. Stary kurde jestem.
Kupiłem ozonator. Będę dezynfekował książki i przy okazji auto. Komorę na literaturę już zbudowałem wielkiego pudła na zabawki. Taki trochę MacGywer, zobaczę jak się to będzie sprawdzać. Oprócz dezynfekcji permanentnej, czyli zabijania wszystkich drobnoustrojów, grzybów, wirusów i pleśni dodatkowo usuwa to ustrojstwo uporczywe zapachy, np. papierosowe aromaty. W ogóle takie urządzenie to fajne jest, można, o czym nie wiedziałem wcześniej, usuwać antybiotyki, pestycydy i inne świństwa z mięsa, co przy moim "przetwórstwie" bardzo mi się przyda. Jakby ktoś się decydował teraz na zakup podobnego, to proszę zwrócić uwagę na to skąd jest wysyłane. 90 % oferowanych jest wysyłane obecnie z Chin, co w dzisiejszej sytuacji może wiązać się z utopieniem kasy.
Oprócz tego wszystko jak zwykle i bez zmian. Jakoś funkcjonuję pomimo utrudnień i ograniczeń.
Wszystkim odradzam realizowanie wysyłek Pocztą, pomimo tego miałem dziś 12 listów do nadania na poczcie. Możesz gadać człowieku do woli. Płacz dopiero będzie, jak tych listów normalnie nie da się odebrać lub się pogubią w całym tym bałaganie. Paczkomatów dwa razy tyle, do tego trzy przesyłki kurierskie. Oby się to utrzymało, tzn. poziom sprzedaży.
Wpadł na sekundę bratanek w eleganckiej masce, podarowałem mu zestaw Clancy'ego. Niech sobie chłopak poczyta. Chłopak! Kawał chłopa, można powiedzieć chłop jak dąb, a pamiętam go takiego małego jak po podwórku z patykami biegał. Stary kurde jestem.
Kupiłem ozonator. Będę dezynfekował książki i przy okazji auto. Komorę na literaturę już zbudowałem wielkiego pudła na zabawki. Taki trochę MacGywer, zobaczę jak się to będzie sprawdzać. Oprócz dezynfekcji permanentnej, czyli zabijania wszystkich drobnoustrojów, grzybów, wirusów i pleśni dodatkowo usuwa to ustrojstwo uporczywe zapachy, np. papierosowe aromaty. W ogóle takie urządzenie to fajne jest, można, o czym nie wiedziałem wcześniej, usuwać antybiotyki, pestycydy i inne świństwa z mięsa, co przy moim "przetwórstwie" bardzo mi się przyda. Jakby ktoś się decydował teraz na zakup podobnego, to proszę zwrócić uwagę na to skąd jest wysyłane. 90 % oferowanych jest wysyłane obecnie z Chin, co w dzisiejszej sytuacji może wiązać się z utopieniem kasy.
Oprócz tego wszystko jak zwykle i bez zmian. Jakoś funkcjonuję pomimo utrudnień i ograniczeń.
sobota, 21 marca 2020
21 marca 2020, sobota południe.
Żyję, jestem zdrowy, czuję się nie gorzej niż zwykle. To tak na wstępie, ponieważ nie pisałem dwa dni. Psychika trochę mi siada tylko. To co się dzieje wokoło przeraża. Ograniczam wyjścia do minimum. Niestety prowadząc sklep on-line nie da się nie wychodzić. Muszę chociażby wysyłki nadać, co jest obecnie sporym problemem. Pod Pocztą tworzą się długie kolejki. Jeśli w takim ogonku jest 2-4 osoby to grzecznie stoję, chociaż w zasadzie nie muszę, mam wszystko elektronicznie nadane. Tylko zanoszę przesyłki do placówki. Jeśli jest więcej osób, dostarczam "tylnym wejściem", mógłbym tak robić zawsze, ale nie chcę wkurzać Pań na poczcie, muszą się oderwać od tego co robią i otworzyć mi drzwi. Paczkomaty to teraz idealne rozwiązanie, szkoda, że nie jedyne. Kupujący na Allegro wybierają ostatnio pocztę, bo tańsza. Nie wpadnie im do głowy, że ktoś po drugiej stronie musi się z powodu ich wyboru nałazić, naczekać i narażać. Trudno taki lajf. Spaceruję po parku z psem na odludziu. Na zakupy chodzę na przeciwko rano, gdy nie ma ludzi, kupuje od razu dla całej rodziny, żeby nie potrzebnie nie wychodzili z domu.
Zastanawiam się nad zakupem ozonatora, żeby dezynfekować książki, może wtedy uruchomiłbym skup. W chwili obecnej przecieram okładki izopropanolem, właściwie to zwykle tak robię, fajnie czyści z kurzu i przybrudzeń. Dodatkowo dezynfekuje. Teraz przecieram wszystkie.
Najbardziej boję się nie tego, że zachoruję, tylko ewentualnej kwarantanny. To może być koniec mojej firmy, którą buduję z mozołem kilkanaście lat. Brak sprzedaży oraz wysyłania zamówień przez 2 tygodnie to zaprzepaszczenie zaufania i brak środków do życia. Normalnie masakra. W takim przypadku zawieszę raczej działalność, ponieważ nie będę w stanie realizować wysyłek i coś mi się wydaje, że niektórzy tego nie zrozumieją. Nie do końca jest jasne czy mógłbym w takim przypadku wychodzić do ogrodu, który jest prywatny i graniczy z domem. Jeśli tak to przynajmniej pies sobie pobiega. Sara z nikim obcym na spacer nie pójdzie, taki ma charakterek.
Klienci z książkami dzwonią, ja odmawiam każdemu, umawiam się na telefon w późniejszym czasie, gdy już fala zachorowań się przewali przez kraj. Kiedy to będzie, tego nie wie nikt. Dobrze, że mam rezerwę towaru. Sprzedaż obecnie kuleje, ale jeszcze nie jest tragicznie. Trzeba przeczekać, zacisnąć pasa, na pomoc ze strony Państwa raczej nie liczę. Oni istnieją tylko dlatego jeszcze, że rozdają wszystkim kasę, którą wycyckali z przedsiębiorców i obywateli. Przecież nie mają swoich pieniędzy, tylko operują tym co zabiorą. Powinni nie przesuwać płatności co obecnie proponują jako pomoc, tylko zupełnie je znieść na ten trudny okres. Bez biurokracji, jedną ustawą. Oczywiście, tak nie jest. Aby odroczyć płatność ZUS trzeba wypełnić dokument tak skomplikowany, że w połowie się odechciewa. Potrzebne są dane z trzech lat wstecz. Kto na to teraz ma czas. Co daje odroczenie - nic. Za dwa trzy miesiące będzie trzeba płacić podwójnie, albo brać kredyty, żeby to ogarnąć. Kredyty oczywiście oprocentowane. Wtedy dopiero zacznie się zamykanie małych firm.
Żeby czymś zająć myśli pracuję. Wyceniam, wystawiam, czyszczę zapasy i okładki.
Zastanawiam się nad zakupem ozonatora, żeby dezynfekować książki, może wtedy uruchomiłbym skup. W chwili obecnej przecieram okładki izopropanolem, właściwie to zwykle tak robię, fajnie czyści z kurzu i przybrudzeń. Dodatkowo dezynfekuje. Teraz przecieram wszystkie.
Najbardziej boję się nie tego, że zachoruję, tylko ewentualnej kwarantanny. To może być koniec mojej firmy, którą buduję z mozołem kilkanaście lat. Brak sprzedaży oraz wysyłania zamówień przez 2 tygodnie to zaprzepaszczenie zaufania i brak środków do życia. Normalnie masakra. W takim przypadku zawieszę raczej działalność, ponieważ nie będę w stanie realizować wysyłek i coś mi się wydaje, że niektórzy tego nie zrozumieją. Nie do końca jest jasne czy mógłbym w takim przypadku wychodzić do ogrodu, który jest prywatny i graniczy z domem. Jeśli tak to przynajmniej pies sobie pobiega. Sara z nikim obcym na spacer nie pójdzie, taki ma charakterek.
Klienci z książkami dzwonią, ja odmawiam każdemu, umawiam się na telefon w późniejszym czasie, gdy już fala zachorowań się przewali przez kraj. Kiedy to będzie, tego nie wie nikt. Dobrze, że mam rezerwę towaru. Sprzedaż obecnie kuleje, ale jeszcze nie jest tragicznie. Trzeba przeczekać, zacisnąć pasa, na pomoc ze strony Państwa raczej nie liczę. Oni istnieją tylko dlatego jeszcze, że rozdają wszystkim kasę, którą wycyckali z przedsiębiorców i obywateli. Przecież nie mają swoich pieniędzy, tylko operują tym co zabiorą. Powinni nie przesuwać płatności co obecnie proponują jako pomoc, tylko zupełnie je znieść na ten trudny okres. Bez biurokracji, jedną ustawą. Oczywiście, tak nie jest. Aby odroczyć płatność ZUS trzeba wypełnić dokument tak skomplikowany, że w połowie się odechciewa. Potrzebne są dane z trzech lat wstecz. Kto na to teraz ma czas. Co daje odroczenie - nic. Za dwa trzy miesiące będzie trzeba płacić podwójnie, albo brać kredyty, żeby to ogarnąć. Kredyty oczywiście oprocentowane. Wtedy dopiero zacznie się zamykanie małych firm.
Żeby czymś zająć myśli pracuję. Wyceniam, wystawiam, czyszczę zapasy i okładki.
środa, 18 marca 2020
18 marca 2020.
Życie tematy pisze. Odebrałem telefon:
- Mam książki do sprzedania.
- Mam wstrzymany skup do odwołania.
- Dlaczego!?
- Z powodu wirusa.
- Nie rozumiem?
- Ograniczam kontakt i nie kupuję nic.
- Dalej nie rozumiem. Co mam z nimi zrobić?
- Może Pan je przeczytać na przykład.
- To odpada.
- A to dlaczego?
- Bo są w językach zagranicznych.
- W językach zagranicznych i tak bym nie kupił [trudno powstrzymywać śmiech czasami].
- To oddam za darmo.
- I tak ich nie wezmę.
- Ja pier....
... i się rozłączył.
Cały czas próbuję ogarnąć rezerwy. Głównie "siedzi" tam psychologia, filozofia, trochę religii, bajek i beletrystyki. Miało być szybko i bezboleśnie, a jest długo i mozolnie. Nie wiem z czego to wynika, chyba po prostu mam najzwyklejsze zmęczenie materiału. Poza tym rzeczywistość, w której obecnie przyszło nam żyć dołuje strasznie.
Wczoraj aby poprawić sobie nastrój zrobiłem pierwszego grilla w tym roku w ramach obiadu. Sezon otwarty.
Wyspa Dębów. Streszczę dwa ostatnie odcinki. Więc tak: osuszają bagno, w którym będą kopać przy pomocy specjalnej koparki mogącej pogłębiać do 20 m w dół. Wiercą nadal szukając korytarza łączącego szyb S2 z studnią pieniędzy, w której jest rzekomo skarb. Chyba go znaleźli. Odkryto drewnianą konstrukcję na wybrzeżu kilka metrów pod dnem, w tej osuszonej części. Nikt nie wie do czego służyła, ale jest ogromna i zrobiona z dębiny. Obok niej, wykrywaczem namierzono kawałek metalu. Założyli, że to jest srebro, jednak po analizie okazał się ołowiem pochodzącym z Europy z okolic XVI wieku. To tyle. Dwa pasjonujące i trzymające w napięciu jak u Hitchcocka odcinki w "pigułce. Byle do wtorku.
- Mam książki do sprzedania.
- Mam wstrzymany skup do odwołania.
- Dlaczego!?
- Z powodu wirusa.
- Nie rozumiem?
- Ograniczam kontakt i nie kupuję nic.
- Dalej nie rozumiem. Co mam z nimi zrobić?
- Może Pan je przeczytać na przykład.
- To odpada.
- A to dlaczego?
- Bo są w językach zagranicznych.
- W językach zagranicznych i tak bym nie kupił [trudno powstrzymywać śmiech czasami].
- To oddam za darmo.
- I tak ich nie wezmę.
- Ja pier....
... i się rozłączył.
Cały czas próbuję ogarnąć rezerwy. Głównie "siedzi" tam psychologia, filozofia, trochę religii, bajek i beletrystyki. Miało być szybko i bezboleśnie, a jest długo i mozolnie. Nie wiem z czego to wynika, chyba po prostu mam najzwyklejsze zmęczenie materiału. Poza tym rzeczywistość, w której obecnie przyszło nam żyć dołuje strasznie.
Wczoraj aby poprawić sobie nastrój zrobiłem pierwszego grilla w tym roku w ramach obiadu. Sezon otwarty.
Wyspa Dębów. Streszczę dwa ostatnie odcinki. Więc tak: osuszają bagno, w którym będą kopać przy pomocy specjalnej koparki mogącej pogłębiać do 20 m w dół. Wiercą nadal szukając korytarza łączącego szyb S2 z studnią pieniędzy, w której jest rzekomo skarb. Chyba go znaleźli. Odkryto drewnianą konstrukcję na wybrzeżu kilka metrów pod dnem, w tej osuszonej części. Nikt nie wie do czego służyła, ale jest ogromna i zrobiona z dębiny. Obok niej, wykrywaczem namierzono kawałek metalu. Założyli, że to jest srebro, jednak po analizie okazał się ołowiem pochodzącym z Europy z okolic XVI wieku. To tyle. Dwa pasjonujące i trzymające w napięciu jak u Hitchcocka odcinki w "pigułce. Byle do wtorku.
wtorek, 17 marca 2020
17 marca 2020, wtorek
Masakry dzień kolejny. Jestem wypompowany, aż mi się nie chce pisać. Z obowiązku kilka słów.
Dobrych kilka godzin zajęło mi wstępne przygotowanie książek na następne dni. Tak na "oko" przytachałem po schodach jakieś 600, może 700 książek. Musze je wycenić, przygotować, posegregować itd. Dziś zrobiłem to pobieżnie, mówię Wam kilka "sztosów" będzie. Szczegółowo i dokładnie zrobię to jutro. Ważne, że już są w biurze, aktualnie ustawione w stosy skutecznie tarasują wejście. Dziś jeszcze krótki post sprzedażowy na grupie, ten krótki wpis na blogu i może kilka aukcji Allegro wystawię. Może.
Dobrych kilka godzin zajęło mi wstępne przygotowanie książek na następne dni. Tak na "oko" przytachałem po schodach jakieś 600, może 700 książek. Musze je wycenić, przygotować, posegregować itd. Dziś zrobiłem to pobieżnie, mówię Wam kilka "sztosów" będzie. Szczegółowo i dokładnie zrobię to jutro. Ważne, że już są w biurze, aktualnie ustawione w stosy skutecznie tarasują wejście. Dziś jeszcze krótki post sprzedażowy na grupie, ten krótki wpis na blogu i może kilka aukcji Allegro wystawię. Może.
poniedziałek, 16 marca 2020
16 marca 2020. nie jest dobrze.
Matko! Co się dzieje?!
Poczta - czynna tylko jedna placówka w okolicy. Dobrze, że zadzwoniłem wcześniej, inaczej pocałowałbym klamkę. Tfu!! Nie dosłownie, bo wirus. Zleciłem wysyłki do czynnej placówki, tam kolejka po kokardę w odstępach metrowych. Wpuszczają do budynku po jednej osobie. To nic, że mam tylko zostawić paczki, nie wpuszczą mnie bez kolejki. Zadzwoniłem do opiekunki, kazała dostarczyć paczki pod wejście służbowe. Zostawiłem i gdyby nie znajomość z wszystkimi chyba Paniami z Poczty w regionie, zostałbym zrzucony ze schodów. Tak myślę. Wściekłość na sytuację unosiła się w powietrzu.
15 minut później telefon od księgowej, żebym nie wysyłał jej dokumentów pocztą! Listonosz u niej nie dostarcza listów! No właśnie je tam z niemałym trudem dostarczyłem! Co miałem zrobić. Powrót na pocztę pod wejście służbowe, dzwonek, znowu przepraszanie, że żyję. Udało się! Odzyskałem list, który zaraz po powrocie do biura zleciłem kurierem. Patrzę na biurko, a tam leży jedna przesyłka, której w tym całym zamieszaniu nie zapakowałem. Telefon na pocztę do wkur... pani [nie dziwię się], znów przepraszanie, prośba żeby usunęła przesyłkę, bo ja nie mam takiej możliwości jak już wyślę dokumenty elektronicznie do placówki. Tym sposobem jurto mam powtórkę z rozrywki. Kupię jakąś bombonierę czy co normalnie, bo mi wstyd. Zastanawiam się czy nie usunąć Poczty z cenników. Poważnie. Zostałby InPost i kurier...a nie mogę, stracę przez to SuperSprzedawcę, muszę oferować wysyłki Pocztą.
Miałem jeszcze ogarnąć jedną ważną rzecz dzisiaj, ale rozładował mi się akumulator i motor zdechł. Może i dobrze, pewnie i tak bym nie załatwił, a jeszcze ktoś by na mnie nakichał. Może tak miało być.
Do Biedronki rzucili mięso mielone. Panie nie zdążyły go włożyć do lodówek, znikło wcześniej. Będzie wojna!
Żeby to wszystko dziś ogarnąć, zapakować oraz dostarczyć do odpowiednich miejsc zeszło mi się od 6.30 do 12.00, a to tylko dlatego, że wczoraj spędziłem 2 godziny wieczorem przed komputerem przygotowując się na tą apokalipsę . Zupełnie nieproduktywny czas, praktycznie stracony. W normalnych warunkach ogarniam to w 2 godziny wliczając kawkę. Jestem wypompowany psychicznie. Pomyślałem sobie, że wykupię usługę odbioru paczek z firmy. Poczta wstrzymała też to, nie można się już zgłosić. Usługa taka kosztuje obecnie 180 zł netto, normalnie zapłaciłbym, ale się nie da.
Dlatego też dzisiaj wystawiam tylko dwa skromne posty na grupę oraz kilka książek na Allegro. Potem się kładę i mam wszystko dokładnie tam. Nawet nie chce mi się pisać o Wyspie Dębów. Może jutro.
Poczta - czynna tylko jedna placówka w okolicy. Dobrze, że zadzwoniłem wcześniej, inaczej pocałowałbym klamkę. Tfu!! Nie dosłownie, bo wirus. Zleciłem wysyłki do czynnej placówki, tam kolejka po kokardę w odstępach metrowych. Wpuszczają do budynku po jednej osobie. To nic, że mam tylko zostawić paczki, nie wpuszczą mnie bez kolejki. Zadzwoniłem do opiekunki, kazała dostarczyć paczki pod wejście służbowe. Zostawiłem i gdyby nie znajomość z wszystkimi chyba Paniami z Poczty w regionie, zostałbym zrzucony ze schodów. Tak myślę. Wściekłość na sytuację unosiła się w powietrzu.
15 minut później telefon od księgowej, żebym nie wysyłał jej dokumentów pocztą! Listonosz u niej nie dostarcza listów! No właśnie je tam z niemałym trudem dostarczyłem! Co miałem zrobić. Powrót na pocztę pod wejście służbowe, dzwonek, znowu przepraszanie, że żyję. Udało się! Odzyskałem list, który zaraz po powrocie do biura zleciłem kurierem. Patrzę na biurko, a tam leży jedna przesyłka, której w tym całym zamieszaniu nie zapakowałem. Telefon na pocztę do wkur... pani [nie dziwię się], znów przepraszanie, prośba żeby usunęła przesyłkę, bo ja nie mam takiej możliwości jak już wyślę dokumenty elektronicznie do placówki. Tym sposobem jurto mam powtórkę z rozrywki. Kupię jakąś bombonierę czy co normalnie, bo mi wstyd. Zastanawiam się czy nie usunąć Poczty z cenników. Poważnie. Zostałby InPost i kurier...a nie mogę, stracę przez to SuperSprzedawcę, muszę oferować wysyłki Pocztą.
Miałem jeszcze ogarnąć jedną ważną rzecz dzisiaj, ale rozładował mi się akumulator i motor zdechł. Może i dobrze, pewnie i tak bym nie załatwił, a jeszcze ktoś by na mnie nakichał. Może tak miało być.
Do Biedronki rzucili mięso mielone. Panie nie zdążyły go włożyć do lodówek, znikło wcześniej. Będzie wojna!
Żeby to wszystko dziś ogarnąć, zapakować oraz dostarczyć do odpowiednich miejsc zeszło mi się od 6.30 do 12.00, a to tylko dlatego, że wczoraj spędziłem 2 godziny wieczorem przed komputerem przygotowując się na tą apokalipsę . Zupełnie nieproduktywny czas, praktycznie stracony. W normalnych warunkach ogarniam to w 2 godziny wliczając kawkę. Jestem wypompowany psychicznie. Pomyślałem sobie, że wykupię usługę odbioru paczek z firmy. Poczta wstrzymała też to, nie można się już zgłosić. Usługa taka kosztuje obecnie 180 zł netto, normalnie zapłaciłbym, ale się nie da.
Dlatego też dzisiaj wystawiam tylko dwa skromne posty na grupę oraz kilka książek na Allegro. Potem się kładę i mam wszystko dokładnie tam. Nawet nie chce mi się pisać o Wyspie Dębów. Może jutro.
niedziela, 15 marca 2020
15 marca 2020, niedziela.
Z samego rana wielka kłoda pod nogami mi wylądowała. Poczta Polska wprowadza ograniczenia związane z epidemią. Wstrzymane są wysyłki zagraniczne, to jeszcze pryszcz, akurat tych nie mam za wiele. Sporym utrudnieniem jest ograniczenie godzin funkcjonowania urzędów do 6 godzin. Nikt nie podał jakie to będą godziny. Rano? Popołudniu? Muszę się wstrzelić z dostawą przesyłek do urzędu, jednak jest to strzelanie w ciemno w chwili obecnej. Z tego powodu dzisiaj wszystko sobie przygotuję i z samego rana dzwonie do mojej opiekunki pocztowej. Muszę znać więcej szczegółów. Jeśli nie dostarczę paczek, a już je zlecę w EKN, to stracę kasę. Z tego też powodu napisałem post z prośbą o wybieranie wysyłki InPostem lub kurierem w innym przypadku o cierpliwość. Tak jest łatwiej, wygodniej i bezpieczniej. Coś czuję, że nadchodzi fala zwrotów nieodebranych przesyłek lub reklamacji tych zagubionych. Będzie nerwówka.
Z pozytywnych rzeczy, słońce pięknie świeci. Zero chmurek,więc podładowałem sobie akumulatory. Posiedziałem sobie na ławeczce w ogrodzie na słoneczku, łapiąc promienie UV i syntezując D3. Popijałem leniwie kawkę obserwując jak Sara goni koty, tratując przy tym ukochane roślinki mojej żony. Cisza prawie zupełna, samochody nie jeżdżą, przechodniów za płotem prawie też nie ma, dzieci się nie wydzierają. Pięknie jest przynajmniej tu. Jutro ma być jeszcze cieplej, chyba zrobię pierwszego grilla w tym roku.
Z pozytywnych rzeczy, słońce pięknie świeci. Zero chmurek,więc podładowałem sobie akumulatory. Posiedziałem sobie na ławeczce w ogrodzie na słoneczku, łapiąc promienie UV i syntezując D3. Popijałem leniwie kawkę obserwując jak Sara goni koty, tratując przy tym ukochane roślinki mojej żony. Cisza prawie zupełna, samochody nie jeżdżą, przechodniów za płotem prawie też nie ma, dzieci się nie wydzierają. Pięknie jest przynajmniej tu. Jutro ma być jeszcze cieplej, chyba zrobię pierwszego grilla w tym roku.
sobota, 14 marca 2020
14 marca 2020 sobota. Głód, Jeźdźcy apokalipsy oraz Zaraza.
Od rana stosuję dobrowolną auto-kwarantannę, z małymi spacerkami wśród krzaków z dala od cywilizacji. Nie sam, a z psem, celem przewietrzenia umysłu oraz płuc.
Swoją drogą, niektórzy nie mają zupełnie wyobraźni. Wszędzie trąbią, żeby ograniczyć kontakt, nawet z rodziną, a znajdują się tacy, którzy mają te zalecenia w nosie. Widocznie Włochy im się marzą... i jeszcze dzieci ze sobą ciągają. Mądre głowy zalecają pracę w domu. W moim przypadku "home working" jest normalką, wszak mam firmę i biuro obok kuchni, więc łorkinguję.
W pracy, jak to w pracy - praca, bo co by innego. Zgodnie z założeniem ogarniam "rezerwę" małymi dawkami. Większymi dawkami przyjmuję witaminę C krystaliczną od kilku dni oraz czosnek polski na grzankach z masełkiem. Pycha. Odporność ważna rzecz, to co, że cuchnie. Z zalecanego jednego metra nie powinno się dać wyczuć. Dla pełni aromatu zrobię jeszcze syrop z cebuli. Wirusowi korona spadnie z głowy, niech tylko podejdzie za blisko i się sztachnie!
Dzisiaj zupełnym przypadkiem z pudła wyjąłem: Głód Mastertona, Jeźdźców apokalipsy Korkozowicza oraz Zarazę Jacka Krakowskiego. Nie będę drążył tematu.
Zamówiłem duży transport taśm pakowych, folii itp. Wolę zrobić zapas, właściwie też nie opłacało się kupić mniej w sklepie on-line z powodu darmowej wysyłki. Nie muszę jechać już do hurtowni. Dlaczego wcześniej tak nie robiłem? No i wszystko jest znacznie tańsze, zaoszczędziłem jakieś 30 zł, w stosunku do cen, w których kupowałem wcześniej. Jak sobie policzę te zużyte, przepłacone taśmy w ostatnich latach, to robi się spora sumka. Ech...
I to by było na tyle... jak powiedział Stanisławski, podobno łamiąc zasady poprawnej polszczyzny, jak stwierdził Miodek.
Swoją drogą, niektórzy nie mają zupełnie wyobraźni. Wszędzie trąbią, żeby ograniczyć kontakt, nawet z rodziną, a znajdują się tacy, którzy mają te zalecenia w nosie. Widocznie Włochy im się marzą... i jeszcze dzieci ze sobą ciągają. Mądre głowy zalecają pracę w domu. W moim przypadku "home working" jest normalką, wszak mam firmę i biuro obok kuchni, więc łorkinguję.
W pracy, jak to w pracy - praca, bo co by innego. Zgodnie z założeniem ogarniam "rezerwę" małymi dawkami. Większymi dawkami przyjmuję witaminę C krystaliczną od kilku dni oraz czosnek polski na grzankach z masełkiem. Pycha. Odporność ważna rzecz, to co, że cuchnie. Z zalecanego jednego metra nie powinno się dać wyczuć. Dla pełni aromatu zrobię jeszcze syrop z cebuli. Wirusowi korona spadnie z głowy, niech tylko podejdzie za blisko i się sztachnie!
Dzisiaj zupełnym przypadkiem z pudła wyjąłem: Głód Mastertona, Jeźdźców apokalipsy Korkozowicza oraz Zarazę Jacka Krakowskiego. Nie będę drążył tematu.
Zamówiłem duży transport taśm pakowych, folii itp. Wolę zrobić zapas, właściwie też nie opłacało się kupić mniej w sklepie on-line z powodu darmowej wysyłki. Nie muszę jechać już do hurtowni. Dlaczego wcześniej tak nie robiłem? No i wszystko jest znacznie tańsze, zaoszczędziłem jakieś 30 zł, w stosunku do cen, w których kupowałem wcześniej. Jak sobie policzę te zużyte, przepłacone taśmy w ostatnich latach, to robi się spora sumka. Ech...
I to by było na tyle... jak powiedział Stanisławski, podobno łamiąc zasady poprawnej polszczyzny, jak stwierdził Miodek.
piątek, 13 marca 2020
13 marca 2020. Piątek! Trzynastego! aaaaa...
Piątek! Trzynastego!
Nie jestem raczej przesądny, czarne koty wciąż przebiegają mi drogę i jeszcze żyję.
Wczoraj w ramach "rozrywki" wieczornej żona zaserwowała mi serial dokumentalny Pandemia. Rozerwałem się, że hej! Jednym z wątków jest Hiszpanka, która panowała na świecie po I Wojnie światowej. Zabrała życie co najmniej 50 milionom osób! Mi-lio-nom! To więcej niż obydwie wojny łącznie pochłonęły ofiar! Niektóre szacunki podają, że mogło być 100 milionów ofiar. Zrobiło się poważnie.
Od pewnego czasu do każdego zamówienia z Allegro oraz sklepu internetowego załączam odręcznie napisany liścik z życzeniami miłej lektury, czasami z jakąś inną informacją. Zaobserwowałem dwie rzeczy. Jedna to, że poprawiłem tym poziom zadowolenia klientów głównie z Allegro, co widać w komentarzach. Druga rzecz - o wiele ładniej piszę piórem niż długopisem. Jakoś łatwiej jest mi się starać, bo generalnie bazgrzę jak lekarz czy kura. Nie wiem czy inni tak mają, czy tylko ja jestem taki "staroświecko-analogowy".
Na Facebooku umieściłem następujący post: "Od dzisiaj do odwołania, ze względu na panującą epidemię #koronawirus zaprzestaję kupowania książek od osób prywatnych do odwołania. Nie obawiajcie się jednak. Nowości będą stale pojawiać się na grupie, jak i również Allegro i sklepie internetowym. Można normalnie zamawiać, tu się nic nie zmieniło. Działam normalnie jak zwykle. Obecnie posiadam duży "bufor" kilku tysięcy książek jeszcze nie wystawionych. Zajmę się nim w ciągu następnych dni. Uważajcie na siebie. Admin / diler."
Trzeba ograniczać ryzyko. Nie wiadomo kto wcześniej miał w rękach takie książki i czy nie jest nosicielem tego paskudztwa. Bufor, który teraz będę przerabiał, leży u mnie już kilkanaście miesięcy i jest właśnie zbierany na takie "kryzysowe czasy". Jest więc "czysty", kiedy kupowałem te książki jeszcze koronawirus nie szalał. Nie chcę ryzykować swojego i innych zdrowia. Ograniczam wyjścia wyłącznie do wysyłek, które u mnie są realizowane "tylnymi drzwiami" z pominięciem jakichkolwiek kolejek na Poczcie, kurierzy odbierają paki z siedziby. Paczkomat mam obok poczty, więc jest dobrze.
Siedzę i pracuję cichutko czekając na rozwój sytuacji.
Nie jestem raczej przesądny, czarne koty wciąż przebiegają mi drogę i jeszcze żyję.
Wczoraj w ramach "rozrywki" wieczornej żona zaserwowała mi serial dokumentalny Pandemia. Rozerwałem się, że hej! Jednym z wątków jest Hiszpanka, która panowała na świecie po I Wojnie światowej. Zabrała życie co najmniej 50 milionom osób! Mi-lio-nom! To więcej niż obydwie wojny łącznie pochłonęły ofiar! Niektóre szacunki podają, że mogło być 100 milionów ofiar. Zrobiło się poważnie.
Od pewnego czasu do każdego zamówienia z Allegro oraz sklepu internetowego załączam odręcznie napisany liścik z życzeniami miłej lektury, czasami z jakąś inną informacją. Zaobserwowałem dwie rzeczy. Jedna to, że poprawiłem tym poziom zadowolenia klientów głównie z Allegro, co widać w komentarzach. Druga rzecz - o wiele ładniej piszę piórem niż długopisem. Jakoś łatwiej jest mi się starać, bo generalnie bazgrzę jak lekarz czy kura. Nie wiem czy inni tak mają, czy tylko ja jestem taki "staroświecko-analogowy".
Na Facebooku umieściłem następujący post: "Od dzisiaj do odwołania, ze względu na panującą epidemię #koronawirus zaprzestaję kupowania książek od osób prywatnych do odwołania. Nie obawiajcie się jednak. Nowości będą stale pojawiać się na grupie, jak i również Allegro i sklepie internetowym. Można normalnie zamawiać, tu się nic nie zmieniło. Działam normalnie jak zwykle. Obecnie posiadam duży "bufor" kilku tysięcy książek jeszcze nie wystawionych. Zajmę się nim w ciągu następnych dni. Uważajcie na siebie. Admin / diler."
Trzeba ograniczać ryzyko. Nie wiadomo kto wcześniej miał w rękach takie książki i czy nie jest nosicielem tego paskudztwa. Bufor, który teraz będę przerabiał, leży u mnie już kilkanaście miesięcy i jest właśnie zbierany na takie "kryzysowe czasy". Jest więc "czysty", kiedy kupowałem te książki jeszcze koronawirus nie szalał. Nie chcę ryzykować swojego i innych zdrowia. Ograniczam wyjścia wyłącznie do wysyłek, które u mnie są realizowane "tylnymi drzwiami" z pominięciem jakichkolwiek kolejek na Poczcie, kurierzy odbierają paki z siedziby. Paczkomat mam obok poczty, więc jest dobrze.
Siedzę i pracuję cichutko czekając na rozwój sytuacji.
czwartek, 12 marca 2020
12 marca 2020, czwartek.
Zmieniłem plan dnia i wszystko się posypało.... zmiany to jednak zło. Postanowiłem rano, zamiast pakować przesyłki jak zwykle, umówić się po odbiór książek. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ich ilość. Musiałem dwa razy kursować, dlatego dopiero po trzynastej pakowałem przesyłki, zawoziłem je po 17 na Pocztę, wszystko nie tak. Nie miałem nawet czasu dokładnie zlustrować przywiezionych dóbr. Wystawiłem nowe kupione okazyjnie, reszta czeka na swoją kolej. Może jutro.
Wyspy dębów dekoder mi nie nagrał. Fatum jakieś chyba. Miał akurat wtedy przerwę w sygnale antenowym. Powtórka dopiero w niedzielę. Jak żyć?
Niedobrze się dzieje. Zaczęły się sprzedawać książki o survivalu i sztuce przetrwania. Wszystkie zeszły w jeden dzień. Już nie mam nic w tym temacie. Zaczynam wypatrywać czterech jeźdźców.
Wyspy dębów dekoder mi nie nagrał. Fatum jakieś chyba. Miał akurat wtedy przerwę w sygnale antenowym. Powtórka dopiero w niedzielę. Jak żyć?
Niedobrze się dzieje. Zaczęły się sprzedawać książki o survivalu i sztuce przetrwania. Wszystkie zeszły w jeden dzień. Już nie mam nic w tym temacie. Zaczynam wypatrywać czterech jeźdźców.
środa, 11 marca 2020
11 marca 2020, środa.
Izo-propanol dzisiaj jest za około 90 zł za 5 litrów, co było do przewidzenia. Wczoraj wieczorem 47 zł. Dostałem maila od sprzedawcy informującego, że obecnie nie mają IPA na magazynie, a następne dostawy będą za tydzień. Pytał czy czekać będę czy oddawać mi kasę. Czekam, nie spieszy mi się. Swoją drogą ciekawi są ci niektórzy sprzedawcy. Handlują czymś czego nie mają na magazynie. Wystarczy załamanie rynku i pupa. Sprzedaż skoczyła im, gdy dopisali antybakteryjny [ciekawe, że nie przeciwwirusowy] - brawo więc marketing. Jednak nie mieli takich ilości jak oferowali - tu zaopatrzenie dało d.... Dużo swoją drogą jest takich sprzedawców niemających towaru na stanie. Pewien czas temu naciąłem się na podręcznikach dla syna, a dokładniej językówkach. Też nie przewidzieli zainteresowania. Miesiąc ponad czekałem.
Pewien starszy, miły pan przywiózł parę toreb książek. Wybrałem z tego osiem egzemplarzy. Ma jeszcze płyty, posegreguje i przywiezie.
Naród ogarnia panika. Byłem w dyskoncie naprzeciwko po coś na obiad. Do wieczora będą na bank półki wyczyszczone. Też dałem się trochę ponieść, przytachałem dwie torby podstawowych składników. Nie wiem czy słusznie zrobiłem, zmarnować się nie zmarnuje tylko się zje, ale.... tłum mnie zmanipulował.
Nie ma dzisiaj tradycyjnej relacji z Wyspy Dębów. Nie obejrzałem odcinka. Prosiłem rodzinę żeby mi zaznaczyli do nagrania, jednak coś im nie wyszło. Nagrałem powtórkę w nocy. Wieczorem zobaczę. Jutro opiszę.
Pewien starszy, miły pan przywiózł parę toreb książek. Wybrałem z tego osiem egzemplarzy. Ma jeszcze płyty, posegreguje i przywiezie.
Naród ogarnia panika. Byłem w dyskoncie naprzeciwko po coś na obiad. Do wieczora będą na bank półki wyczyszczone. Też dałem się trochę ponieść, przytachałem dwie torby podstawowych składników. Nie wiem czy słusznie zrobiłem, zmarnować się nie zmarnuje tylko się zje, ale.... tłum mnie zmanipulował.
Nie ma dzisiaj tradycyjnej relacji z Wyspy Dębów. Nie obejrzałem odcinka. Prosiłem rodzinę żeby mi zaznaczyli do nagrania, jednak coś im nie wyszło. Nagrałem powtórkę w nocy. Wieczorem zobaczę. Jutro opiszę.
wtorek, 10 marca 2020
10 marca 2020, wtorek.
Miało padać, a pogoda przednia. Pewnie jakieś tajemnicze, złe fronty przemieściły się wolniej niż podano w prognozie. Synoptyk się machnął, fusy się okazały złośliwe. Jutro ma padać. Korzystając z fajnej, słonecznej aury oraz z tego, że jeszcze nie leżę plackiem z wirusem w kwarantannie, pognałem motorem w świat. Przywiozłem coś około 40 książek. Na 17.00 zapowiedział się pan od brudnego towaru. Dzwonił jeszcze jeden sprzedający, tym razem z płytami nie książkami, pytał ile za nie dostanie. Stwierdziłem, że nie wyceniam płyt przez telefon i że trzeba mi je pokazać. Chyba zrezygnował.
Wczoraj wreszcie udało mi się umyć płyty. Zabierałem się do tego od miesiąca. Kiedyś uwielbiałem to robić, obecnie średnio. Stąd te zaległości.
Nie wystawiłem dzisiaj bigosu, nie zdążyłem i nie mam do tego głowy. Jutro będzie.
Poczęstowano mnie dzisiaj chlebem ze smalcem i ogórkiem kiszonym. Takie proste i takie dobre. Zaopatrzyłem się w smalec zwany po śląsku "tustym" i chleb z dobrej piekarni, ogórki mam w piwnicy własnoręcznie zakiszone. Będzie wyżerka, chromolić cholesterol. Żeby się dobrze strawiło zaleję to jakąś nalewką, może figówką lub pigwówką.
Skończył mi się IPA [izopropanol], którego używam do mycia płyt oraz odświeżania okładek niektórych książek. Miałem zamówić wczoraj, zapomniałem. Wczoraj był w cenie 40 zł za 5 litrów, dzisiaj ten sam kosztuje 47 zł! Koronawirus! Z tego specyfiku można zrobić płyny dezynfekujące. Widać w społeczeństwie chemia nie jest wiedzą tajemną. Kupiłem, co zrobić. Jutro będzie po zylion złotych pewnie. Może kupić na zapas? Nie, nie dajmy się zwariować.
Wczoraj wreszcie udało mi się umyć płyty. Zabierałem się do tego od miesiąca. Kiedyś uwielbiałem to robić, obecnie średnio. Stąd te zaległości.
Nie wystawiłem dzisiaj bigosu, nie zdążyłem i nie mam do tego głowy. Jutro będzie.
Poczęstowano mnie dzisiaj chlebem ze smalcem i ogórkiem kiszonym. Takie proste i takie dobre. Zaopatrzyłem się w smalec zwany po śląsku "tustym" i chleb z dobrej piekarni, ogórki mam w piwnicy własnoręcznie zakiszone. Będzie wyżerka, chromolić cholesterol. Żeby się dobrze strawiło zaleję to jakąś nalewką, może figówką lub pigwówką.
Skończył mi się IPA [izopropanol], którego używam do mycia płyt oraz odświeżania okładek niektórych książek. Miałem zamówić wczoraj, zapomniałem. Wczoraj był w cenie 40 zł za 5 litrów, dzisiaj ten sam kosztuje 47 zł! Koronawirus! Z tego specyfiku można zrobić płyny dezynfekujące. Widać w społeczeństwie chemia nie jest wiedzą tajemną. Kupiłem, co zrobić. Jutro będzie po zylion złotych pewnie. Może kupić na zapas? Nie, nie dajmy się zwariować.
poniedziałek, 9 marca 2020
9 marca 2020, poniedziałek
Trochę pojeździłem po okolicy, kupiłem około 70 pozycji. Hitów nie ma, ale nie jest źle. Na jutro zapowiedział się Pan od brudnych książek. Jednak się nie obraził.
Poniedziałek. Fajny-działek, jakby powiedział pingwin z Madagaskaru. Rano wygrałem w radiu w konkursie mailowym dwa bilety na koncert VooVoo w Siemianowicach Śląskich. Cieszę się, chciałem je i tak kupić. Tym sposobem 150 zł w kieszeni zostało, będzie na zakupy w sklepiku zespołu. Zabiorę żonę, może nas nie zarażą wirusem. Pójdziemy oczywiście jeśli nie odwołają koncertu jako imprezy masowej, teraz nie nie jest do końca pewne.
Miałem pewien pomysł wzorowany na antykwariatach zachodnich. Chodzi o abonament. Chciałbym kiedyś wprowadzić u mnie taką usługę. Polegałoby to z grubsza na tym, że opłacałoby się opłatę abonamentową i w ramach niej wysyłałbym raz w miesiącu pakiet książek. Oczywiście, nie będzie w żaden sposób wymuszona czy obowiązkowa, dostanę wpłatę - wysyłam. Zupełna dobrowolność, ale super by było gdyby była to dłuższa współpraca. To taka luźna propozycja. Myślę, że opłata wynosiłaby 60 zł/miesiąc, w ramach niej otrzymywalibyście pakiet 20 książek. Głównie beletrystyka, w stanach bdb do db. Zawartość to niespodzianka. Myślę o opłacie miesięcznej, kwartalnej, półrocznej i rocznej. Oczywiście im dłuższy termin tym będzie taniej + dodatkowe profity i gratisy. Zapytałem o to na grupie. Zdania są podzielone z przewagą na "nie". Właściwie sam nie lubię kupować kota w worku. Zapytałem, bo to dość ostatnio częsta polityka w zagranicznych antykwariatach. Nasi odbiorcy mają trochę inną specyfikę i to szanuję. Może kiedyś...
Jutro ZUS zabierze ciężko uciułane pieniążki. Masakra.
Poniedziałek. Fajny-działek, jakby powiedział pingwin z Madagaskaru. Rano wygrałem w radiu w konkursie mailowym dwa bilety na koncert VooVoo w Siemianowicach Śląskich. Cieszę się, chciałem je i tak kupić. Tym sposobem 150 zł w kieszeni zostało, będzie na zakupy w sklepiku zespołu. Zabiorę żonę, może nas nie zarażą wirusem. Pójdziemy oczywiście jeśli nie odwołają koncertu jako imprezy masowej, teraz nie nie jest do końca pewne.
Miałem pewien pomysł wzorowany na antykwariatach zachodnich. Chodzi o abonament. Chciałbym kiedyś wprowadzić u mnie taką usługę. Polegałoby to z grubsza na tym, że opłacałoby się opłatę abonamentową i w ramach niej wysyłałbym raz w miesiącu pakiet książek. Oczywiście, nie będzie w żaden sposób wymuszona czy obowiązkowa, dostanę wpłatę - wysyłam. Zupełna dobrowolność, ale super by było gdyby była to dłuższa współpraca. To taka luźna propozycja. Myślę, że opłata wynosiłaby 60 zł/miesiąc, w ramach niej otrzymywalibyście pakiet 20 książek. Głównie beletrystyka, w stanach bdb do db. Zawartość to niespodzianka. Myślę o opłacie miesięcznej, kwartalnej, półrocznej i rocznej. Oczywiście im dłuższy termin tym będzie taniej + dodatkowe profity i gratisy. Zapytałem o to na grupie. Zdania są podzielone z przewagą na "nie". Właściwie sam nie lubię kupować kota w worku. Zapytałem, bo to dość ostatnio częsta polityka w zagranicznych antykwariatach. Nasi odbiorcy mają trochę inną specyfikę i to szanuję. Może kiedyś...
Jutro ZUS zabierze ciężko uciułane pieniążki. Masakra.
niedziela, 8 marca 2020
8 marca 2020.
Złożyłem życzenia Grupowiczkom oraz innym klientkom z okazji Dnia Kobiet.
Planuję dzisiaj ciąg dalszy ogarniania piątkowej dostawy. Na Grupie pokażę całość, część wystawię na Allegro. Tyle plany. Nie chce mi się. Rzeczywistość wszystko zweryfikuje.
Planuję dzisiaj ciąg dalszy ogarniania piątkowej dostawy. Na Grupie pokażę całość, część wystawię na Allegro. Tyle plany. Nie chce mi się. Rzeczywistość wszystko zweryfikuje.
sobota, 7 marca 2020
7 marca 2020, sobota 21:48
Właśnie zakończyłem dniówkę. Głównie ogarniałem piątkowe zakupy. Część poszła na grupę, trochę tradycyjnie na Allegro, mała część uzupełniła braki w sklepie internetowym, dwie zainkasowała żona i pewnie nie odda. Jedna pozycja poleciała do makulatury, fajny album z polską grafiką. Część tej książki najprawdopodobniej wisi u poprzedniego właściciela na ścianach. Brakowało kilkunastu kart, a brak już jednej całkowicie dyskwalifikuje książkę do odsprzedaży. Jutro ciąg dalszy, szybko muszę ogarnąć tą dostawę, ponieważ na horyzoncie następna, tak wstępnie umówiona na 200 pozycji. Nie mogę się "zatkać", ale mam tylko dwie ręce i jeden średnio przytomny umysł. Może w związku z tym być różnie. Może wynajmę gdzieś magazyn? Self Storage się by przydał w okolicy.
Tak siedzę sobie już po pracy w gabinecie łamane na biurze i popijam odgazowane, średnio ciepłe piwo prosto z butelki. Gaz uciekł, bo o nim normalnie zapomniałem. Otworzyłem je około południa i zająłem się pracą. Zapomniałem! O piwie! Coś ze mną nie tak! Wracając do tego, że siedzę... więc siedzę, się bujam na fotelu i zerkam na półkę z książkami zamówionymi na grupie. Kurka, niektóre z nich leżą tu chyba już kilka miesięcy. Są tego dwa możliwe powody. Pierwszy - przy podsumowywaniu zamówień czasami mogło się zdarzyć, że przeoczyłem jakąś pozycję, klient zaakceptował moje wyliczenie, nie zauważył braku w nim i tym sposobem książka leży sobie zapomniana i niczyja właściwie. Drugi możliwy powód - ktoś coś zamówił i najzwyklej nie zapłacił. Książka więc jest i czeka. Muszę to wszystko kiedyś zweryfikować, egzemplarz po egzemplarzu. Czasochłonne i upierdliwe to jest niebywale, bo wymaga szukania w historii mailów, historii konwersacji w Messengerze, czy w komentarzach postów. Masakra. Nie mam na to teraz czasu i ochoty. Niech jeszcze sobie poleżą.
Drażni mnie jak ktoś używa określenia "sztuka" odnośnie książki. Sztuka to jest mięsa lub ewentualnie można ją zobaczyć w teatrze. Sztuką też się nie zdenerwować czasami. Może być wysokich lub niskich lotów, może być też prymitywna. Jedna książka to egzemplarz, dwie książki to dwa egzemplarze itd. Dzisiaj przyłapała mnie córka koleżanki Alicja na tym, że mówię "sztuka" w odniesieniu do książek. Szach-mat. Zamiotła mnie. Mea culpa.
Tak siedzę sobie już po pracy w gabinecie łamane na biurze i popijam odgazowane, średnio ciepłe piwo prosto z butelki. Gaz uciekł, bo o nim normalnie zapomniałem. Otworzyłem je około południa i zająłem się pracą. Zapomniałem! O piwie! Coś ze mną nie tak! Wracając do tego, że siedzę... więc siedzę, się bujam na fotelu i zerkam na półkę z książkami zamówionymi na grupie. Kurka, niektóre z nich leżą tu chyba już kilka miesięcy. Są tego dwa możliwe powody. Pierwszy - przy podsumowywaniu zamówień czasami mogło się zdarzyć, że przeoczyłem jakąś pozycję, klient zaakceptował moje wyliczenie, nie zauważył braku w nim i tym sposobem książka leży sobie zapomniana i niczyja właściwie. Drugi możliwy powód - ktoś coś zamówił i najzwyklej nie zapłacił. Książka więc jest i czeka. Muszę to wszystko kiedyś zweryfikować, egzemplarz po egzemplarzu. Czasochłonne i upierdliwe to jest niebywale, bo wymaga szukania w historii mailów, historii konwersacji w Messengerze, czy w komentarzach postów. Masakra. Nie mam na to teraz czasu i ochoty. Niech jeszcze sobie poleżą.
Drażni mnie jak ktoś używa określenia "sztuka" odnośnie książki. Sztuka to jest mięsa lub ewentualnie można ją zobaczyć w teatrze. Sztuką też się nie zdenerwować czasami. Może być wysokich lub niskich lotów, może być też prymitywna. Jedna książka to egzemplarz, dwie książki to dwa egzemplarze itd. Dzisiaj przyłapała mnie córka koleżanki Alicja na tym, że mówię "sztuka" w odniesieniu do książek. Szach-mat. Zamiotła mnie. Mea culpa.
piątek, 6 marca 2020
06 marca 2020 piątek.
Wczoraj nie pisałem, miałem młyn jak rzadko, właściwie nadal go mam, znalazłem jednak chwilkę, żeby coś nabazgrać.
Miałem odbiór osobisty, co nie jest jakimś wyjątkowym zaskoczeniem w mojej pracy. Wyjątkowe w nim było to, że to moja obecna "Grupowiczka," swoją drogą znam ją do lat, obecnie mieszka poza Polską. Nie dała się niestety zaprosić na kawę. W maju podobno wpadnie na chwilę. Nie popuszczę. Więc wiesz... ka-wa!
Wczoraj oglądałem, jak zresztą codziennie Fakty na TVN24. To taka moja tradycja przed snem, lubię wiedzieć co się dzieje na świecie. Wypowiadał się, chyba dyrektor szpitala, w którym jest izolowany nasz jedyny chory na koronawirusa. Z jego słów wynikało, że Pan się strasznie nudzi i że nie mogą mu dać książek. Zrobiło mi się go żal, ja bym nie wyrobił w samotności, w izolacji nie mając co poczytać. Wpadłem na pomysł przekazania mu jakieś lektury. Zapakowałbym karton książek: kryminałów, jakaś fantastyka i sensacja też by się tam znalazła. Takie męskie tematy. Z samego rana wykonałem telefon do tego szpitala. Wolałem się upewnić, bo może są jakieś szczególne procedury, nie wiem. Nie znam się. Rozmawiałem z oddziałem zakaźnym, jednak odmówili, nie z powodu jakiś tam przepisów, najnormalniej na świecie Pan nie lubi czytać. Próbowałem.
Śniło mi się, że byłem maszynistą Pendolino. Ale zapierniczałem! Wiem, wyrwane zupełnie z kontekstu, ale się mi przypomniało.
Przywiozłem dużo nowości z gatunku różności. Głównie zasilą akcję 3-2-1 Bigos. Przywiozłem je na motorze, ledwo się zabrałem do sakiew i plecaka. Powiem jedno - świece irydowe to jest to! Silnik pracuje teraz jakoś tak bardziej, hmm.. cywilizowanie. To dobre słowo. Tanie nie są, to fakt, ale warto.
Kupiłem rano dużo [ponad setkę] świetnych książek. Wyglądają w większości na nowe. Klasyka rosyjska, sztuka, joga, filozofia, silesiana, coś z Wydawnictwa Czarnego. Wszystko to przywiózł klient do mnie w kilku ogromnych torbach. Na początku wybrałem kilkadziesiąt pozycji i ustaliliśmy za nie cenę. Pan zaproponował - "dorzuć Pan 5 dych i bierz wszystko!" Dorzuciłem. Zabrałem.
Przed sekundą dzwoniła Pani z "nożem na gardle", potrzebuje pieniędzy. Wiezie mi torbę książek. Gdzie ja to wszystko upchnę?
Dzisiaj nie wystawiam nic na grupę, normalnie nie zdążę. Jutro zajmę się wycenami i całą tą "buchalterią". Nie mam czasu, bo z moment jadę po płyty. Zbankrutuję z tym hobby...ale jak tu nie kupić albumu, którego szuka się parę lat?
Miałem odbiór osobisty, co nie jest jakimś wyjątkowym zaskoczeniem w mojej pracy. Wyjątkowe w nim było to, że to moja obecna "Grupowiczka," swoją drogą znam ją do lat, obecnie mieszka poza Polską. Nie dała się niestety zaprosić na kawę. W maju podobno wpadnie na chwilę. Nie popuszczę. Więc wiesz... ka-wa!
Wczoraj oglądałem, jak zresztą codziennie Fakty na TVN24. To taka moja tradycja przed snem, lubię wiedzieć co się dzieje na świecie. Wypowiadał się, chyba dyrektor szpitala, w którym jest izolowany nasz jedyny chory na koronawirusa. Z jego słów wynikało, że Pan się strasznie nudzi i że nie mogą mu dać książek. Zrobiło mi się go żal, ja bym nie wyrobił w samotności, w izolacji nie mając co poczytać. Wpadłem na pomysł przekazania mu jakieś lektury. Zapakowałbym karton książek: kryminałów, jakaś fantastyka i sensacja też by się tam znalazła. Takie męskie tematy. Z samego rana wykonałem telefon do tego szpitala. Wolałem się upewnić, bo może są jakieś szczególne procedury, nie wiem. Nie znam się. Rozmawiałem z oddziałem zakaźnym, jednak odmówili, nie z powodu jakiś tam przepisów, najnormalniej na świecie Pan nie lubi czytać. Próbowałem.
Śniło mi się, że byłem maszynistą Pendolino. Ale zapierniczałem! Wiem, wyrwane zupełnie z kontekstu, ale się mi przypomniało.
Przywiozłem dużo nowości z gatunku różności. Głównie zasilą akcję 3-2-1 Bigos. Przywiozłem je na motorze, ledwo się zabrałem do sakiew i plecaka. Powiem jedno - świece irydowe to jest to! Silnik pracuje teraz jakoś tak bardziej, hmm.. cywilizowanie. To dobre słowo. Tanie nie są, to fakt, ale warto.
Kupiłem rano dużo [ponad setkę] świetnych książek. Wyglądają w większości na nowe. Klasyka rosyjska, sztuka, joga, filozofia, silesiana, coś z Wydawnictwa Czarnego. Wszystko to przywiózł klient do mnie w kilku ogromnych torbach. Na początku wybrałem kilkadziesiąt pozycji i ustaliliśmy za nie cenę. Pan zaproponował - "dorzuć Pan 5 dych i bierz wszystko!" Dorzuciłem. Zabrałem.
Przed sekundą dzwoniła Pani z "nożem na gardle", potrzebuje pieniędzy. Wiezie mi torbę książek. Gdzie ja to wszystko upchnę?
Dzisiaj nie wystawiam nic na grupę, normalnie nie zdążę. Jutro zajmę się wycenami i całą tą "buchalterią". Nie mam czasu, bo z moment jadę po płyty. Zbankrutuję z tym hobby...ale jak tu nie kupić albumu, którego szuka się parę lat?
środa, 4 marca 2020
04 marca 2020, środa.
Dziś się nie przemęczam, będzie tylko jeden post "bigosowy" na Grupie, oraz wystawię parę książek na Allegro. Wyhamowuję z piskiem. Żebym się tylko nie wykoleił...
Mam taki dzień, w którym nieszczególnie się wszystko się udaje. Poszedłem z przesyłkami do paczkomatu - okazało się, że nie ma wolnych skrytek. Wynikło opóźnienie z tego powodu rzędu kilkunastu minut, musiało się opróżnić 7 skrytek na moje paczki. Siedziałem sobie na ławce, czekałem i obserwowałem. Osobę idącą odebrać paczkę łatwo wskazać. Nerwowo gmera w kieszeniach lub torebce próbując zlokalizować telefon. Proces ten zaczyna się już jakieś 30 metrów od paczkomatu. Na 7 osób poprawnie wytypowałem 6. To pomysł na niezłą grę rodzinną. Później poszedłem kupić bilet na autobus - nie ma ich w sprzedaży nigdzie, ponieważ podnieśli cenę, a nowych bloczków jeszcze nie dowieźli. Pozostało mi tylko doładowanie karty ŚKUP (Śląska Karta Usług Publicznych) na której można zakodować bilety. Ok. Problem w tym, że najbliższy taki automat znajdował się kilometr od kiosku, więc zaliczyłem spacerek. Coś oczywiście z nim było "nie halo", trzeba było każdy bilet kodować osobno, a chciałem trzy. Tym sposobem powtarzałem wszystko trzykrotnie patrząc jak odjeżdża mi autobus.
Dostałem info od klienta, że InPost powiadomił go, że paczka nie mieści się w paczkomacie. Nie bardzo to rozumiem, ponieważ ja ją właśnie wysyłałem paczkomatem. W tym celu musiałem ją włożyć do skrytki, więc wchodzi. Maja różnie wymiary czy co? Może utyła lub spuchła po drodze? Najprędzej nie chciało im się jej tachać.
Wstąpiłem do komisu płytowego w Katowicach. Tradycyjnie wydałem trochę złotówek na winyle. Będę testował wytrzymałość więzów rodzinnych rumuńskim big-beatem.
Tak sobie wykombinowałem, że fajna by mogła być wystawa rzeczy znalezionych w książkach. Oprócz widokówek, biletów kolejowych, opakowań po batonach, zdjęć, kartek z kalendarzy, znajduje się czasami ciekawe rzeczy. Stare banknoty, wkładki higieniczne, druki L-4 czy świadectwa też się zdarzają. Wczoraj znalazłem przedwojenną broszurkę Jak wyrabiać wina domowe. Przyda mi się. Może zamiast wystawy zrobić osobny blog czy stronę z takimi znaleziskami. Od teraz ich nie wyrzucam tylko kładę do kartonu.
Wyspa dębów. Pogrzebali koparką w odkrytym w ostatnim odcinku "chyba szybie". Nadal nie wiedzą co to i kopią dalej. W tym co wykopali z "chyba szybu" odkryli stary gwóźdź. Pewien odkrywca zrobił analizę malowideł jakiegoś francuza (nie pamiętam nazwiska) i odkrył, że można je przenieść na mapę bagna. Jak się to zrobi wskazują na pewne miejsce, które jest anomalią. Przypuszczam, że lubi on czytać Browna. Wiertnicą wwiercili się w szyb S2 potwierdzając jego lokalizację. Mogłem coś pominąć, bo chyba przysnąłem w czasie oglądania.
Mam taki dzień, w którym nieszczególnie się wszystko się udaje. Poszedłem z przesyłkami do paczkomatu - okazało się, że nie ma wolnych skrytek. Wynikło opóźnienie z tego powodu rzędu kilkunastu minut, musiało się opróżnić 7 skrytek na moje paczki. Siedziałem sobie na ławce, czekałem i obserwowałem. Osobę idącą odebrać paczkę łatwo wskazać. Nerwowo gmera w kieszeniach lub torebce próbując zlokalizować telefon. Proces ten zaczyna się już jakieś 30 metrów od paczkomatu. Na 7 osób poprawnie wytypowałem 6. To pomysł na niezłą grę rodzinną. Później poszedłem kupić bilet na autobus - nie ma ich w sprzedaży nigdzie, ponieważ podnieśli cenę, a nowych bloczków jeszcze nie dowieźli. Pozostało mi tylko doładowanie karty ŚKUP (Śląska Karta Usług Publicznych) na której można zakodować bilety. Ok. Problem w tym, że najbliższy taki automat znajdował się kilometr od kiosku, więc zaliczyłem spacerek. Coś oczywiście z nim było "nie halo", trzeba było każdy bilet kodować osobno, a chciałem trzy. Tym sposobem powtarzałem wszystko trzykrotnie patrząc jak odjeżdża mi autobus.
Dostałem info od klienta, że InPost powiadomił go, że paczka nie mieści się w paczkomacie. Nie bardzo to rozumiem, ponieważ ja ją właśnie wysyłałem paczkomatem. W tym celu musiałem ją włożyć do skrytki, więc wchodzi. Maja różnie wymiary czy co? Może utyła lub spuchła po drodze? Najprędzej nie chciało im się jej tachać.
Wstąpiłem do komisu płytowego w Katowicach. Tradycyjnie wydałem trochę złotówek na winyle. Będę testował wytrzymałość więzów rodzinnych rumuńskim big-beatem.
Tak sobie wykombinowałem, że fajna by mogła być wystawa rzeczy znalezionych w książkach. Oprócz widokówek, biletów kolejowych, opakowań po batonach, zdjęć, kartek z kalendarzy, znajduje się czasami ciekawe rzeczy. Stare banknoty, wkładki higieniczne, druki L-4 czy świadectwa też się zdarzają. Wczoraj znalazłem przedwojenną broszurkę Jak wyrabiać wina domowe. Przyda mi się. Może zamiast wystawy zrobić osobny blog czy stronę z takimi znaleziskami. Od teraz ich nie wyrzucam tylko kładę do kartonu.
Wyspa dębów. Pogrzebali koparką w odkrytym w ostatnim odcinku "chyba szybie". Nadal nie wiedzą co to i kopią dalej. W tym co wykopali z "chyba szybu" odkryli stary gwóźdź. Pewien odkrywca zrobił analizę malowideł jakiegoś francuza (nie pamiętam nazwiska) i odkrył, że można je przenieść na mapę bagna. Jak się to zrobi wskazują na pewne miejsce, które jest anomalią. Przypuszczam, że lubi on czytać Browna. Wiertnicą wwiercili się w szyb S2 potwierdzając jego lokalizację. Mogłem coś pominąć, bo chyba przysnąłem w czasie oglądania.
wtorek, 3 marca 2020
3 marca 2020, już kwaczki kaczą.
Dziś nie marudzę, nie narzekam, nie buczę. Jestem przyjaźnie nastawiony do klientów.
Post krótki, bo się sprężam, chcę płyty pomyć. Nazbierało się z całego miesiąca coś koło 20 albumów. Niektóre brudne jak szlag, warstwy kurzu ułożone jak pokłady archeologiczne, te najniższe gdzieś z 1969 roku pochodzą.
Sprawa odbioru przesyłki się wyjaśniła. Pani odebrała, przyszła do mnie z pieskiem, przy okazji miał spacer. Gratis dałem. Załatwione.
Ranek spędziłem na kompletowaniu kilku większych zamówień i pakowaniu "drobnicy". Przy okazji przygotowałem książki na bigos. Wszystko co zapakowane wieczorem zawiozę do paczkomatu i na Pocztę. Nietypowo wieczorem, a nie do południa, ponieważ kręgosłup mnie łupie, a samochód mam dopiero wieczorem dostępny. Nie będę się przecież targał się z dwoma wielkimi torbami i plecakiem piechotą. Zmądrzałem.
Dostałem kilka faktur mailem. Prawie dostałem zawału.
Ale się cieszę! Czuć już wiosnę jak nie leje. Byłem na spacerze w Parku Śląskim. Codziennie prawie chodzę tymi samymi ścieżkami. Pączki już widać, ptaki nieśmiało zaczynają się odzywać w krzaczorach, w szuwarach kwaczki kaczą, lub jak kto woli kaczki kwaczą.
Post krótki, bo się sprężam, chcę płyty pomyć. Nazbierało się z całego miesiąca coś koło 20 albumów. Niektóre brudne jak szlag, warstwy kurzu ułożone jak pokłady archeologiczne, te najniższe gdzieś z 1969 roku pochodzą.
Sprawa odbioru przesyłki się wyjaśniła. Pani odebrała, przyszła do mnie z pieskiem, przy okazji miał spacer. Gratis dałem. Załatwione.
Ranek spędziłem na kompletowaniu kilku większych zamówień i pakowaniu "drobnicy". Przy okazji przygotowałem książki na bigos. Wszystko co zapakowane wieczorem zawiozę do paczkomatu i na Pocztę. Nietypowo wieczorem, a nie do południa, ponieważ kręgosłup mnie łupie, a samochód mam dopiero wieczorem dostępny. Nie będę się przecież targał się z dwoma wielkimi torbami i plecakiem piechotą. Zmądrzałem.
Dostałem kilka faktur mailem. Prawie dostałem zawału.
Ale się cieszę! Czuć już wiosnę jak nie leje. Byłem na spacerze w Parku Śląskim. Codziennie prawie chodzę tymi samymi ścieżkami. Pączki już widać, ptaki nieśmiało zaczynają się odzywać w krzaczorach, w szuwarach kwaczki kaczą, lub jak kto woli kaczki kwaczą.
poniedziałek, 2 marca 2020
02 marca 2020, post trzeci. Kulinarny.
Postanowiłem coś fajnego ugotować, to zawsze mi poprawia humor. Nie tylko jedzenie, co jest całkiem zrozumiałe i powszechne, ale sam proces syntezy posiłku.
Miała co prawda być dzisiaj zupa z dyni, ale zmieniłem zdanie, bo dorwałem super bakłażany. Przepis trochę autorski, trochę wzorowany na greckiej kuchni.
Zapiekanka grecko-chorzowska.
Wczoraj upiekłem dynię w piekarniku na zupę. Jednak wykorzystam ją w tym przepisie. Dokładniej połowę, z drugiej i tak zupa będzie.
Składniki:
połowa upieczonej wcześniej średniej dyni, oczywiście bez pestek i skóry.
5 bakłażanów,
5 dużych kartofli zwanych również ziemniakami,
sos pomidorowy (może być przecier, może być passata, ja wykorzystuję swój sos autorski, na który kiedyś już tu podawałem przepis, z pomidorów papryki cebuli i czosnku z dodatkiem czekolady i cynamonu).
500- 700 g mielonej wołowiny lub łopatki wieprzowej. U mnie było coś 600 g, bo część zjadła Sara.
Oregano, bazylia
sól.
Ser do posypania, u mnie parmezan, może być beszamel jak komuś chce się ubrudzić jeszcze jeden garnek.
Masło do wysmarowania naczynia
Przepis właściwy:
1. Dynie pieczemy do miękkości w piekarniku, kroimy w kostkę.
2. Kartofle obieramy, kroimy w centymetrowe plastry i lekko gotujemy w osolonej wodzie. nie do miękkości, tak al'dente. Po ugotowaniu przelewamy zimną wodą.
3. Bakłażana kroimy w plastry centymetrowe, ja obieram ze skórki bo jej nie lubię, nie odpowiada mi jej tekstura. Jak ktoś woli może zostawić. Takie plasterki solimy i zostawiamy na 30 minut. Po tym czasie płuczemy wodą, osuszamy i grillujemy na patelni z dwóch stron.
4. Mięso podsmażamy na oliwie, dodajemy do niego po podsmażeniu sos [przecier, passatę i gotujemy przez 5 minut]. Dodajemy zioła, można dodać pieprz i chilli. Ja nie dodaję, bo te składniki mam już w sosie. Jeśli robimy na bazie przecieru to należy to zrobić.
5. Naczynie żaroodporne namaślamy od wewnątrz.
5 Układamy warstwy w kolejności - kartofle z dynią, sos, grillowany bakłażan, sos, kartofle z dynią, sos itd. Im więcej warstw tyn fajniej. Każdą warstwę trochę uciskamy przed nałożeniem następnej. Na koniec posypujemy serem.
6. Zapiekamy w 180 stopni przez 30 minut.
Bon appetit!
Miała co prawda być dzisiaj zupa z dyni, ale zmieniłem zdanie, bo dorwałem super bakłażany. Przepis trochę autorski, trochę wzorowany na greckiej kuchni.
Zapiekanka grecko-chorzowska.
Wczoraj upiekłem dynię w piekarniku na zupę. Jednak wykorzystam ją w tym przepisie. Dokładniej połowę, z drugiej i tak zupa będzie.
Składniki:
połowa upieczonej wcześniej średniej dyni, oczywiście bez pestek i skóry.
5 bakłażanów,
5 dużych kartofli zwanych również ziemniakami,
sos pomidorowy (może być przecier, może być passata, ja wykorzystuję swój sos autorski, na który kiedyś już tu podawałem przepis, z pomidorów papryki cebuli i czosnku z dodatkiem czekolady i cynamonu).
500- 700 g mielonej wołowiny lub łopatki wieprzowej. U mnie było coś 600 g, bo część zjadła Sara.
Oregano, bazylia
sól.
Ser do posypania, u mnie parmezan, może być beszamel jak komuś chce się ubrudzić jeszcze jeden garnek.
Masło do wysmarowania naczynia
Przepis właściwy:
1. Dynie pieczemy do miękkości w piekarniku, kroimy w kostkę.
2. Kartofle obieramy, kroimy w centymetrowe plastry i lekko gotujemy w osolonej wodzie. nie do miękkości, tak al'dente. Po ugotowaniu przelewamy zimną wodą.
3. Bakłażana kroimy w plastry centymetrowe, ja obieram ze skórki bo jej nie lubię, nie odpowiada mi jej tekstura. Jak ktoś woli może zostawić. Takie plasterki solimy i zostawiamy na 30 minut. Po tym czasie płuczemy wodą, osuszamy i grillujemy na patelni z dwóch stron.
4. Mięso podsmażamy na oliwie, dodajemy do niego po podsmażeniu sos [przecier, passatę i gotujemy przez 5 minut]. Dodajemy zioła, można dodać pieprz i chilli. Ja nie dodaję, bo te składniki mam już w sosie. Jeśli robimy na bazie przecieru to należy to zrobić.
5. Naczynie żaroodporne namaślamy od wewnątrz.
5 Układamy warstwy w kolejności - kartofle z dynią, sos, grillowany bakłażan, sos, kartofle z dynią, sos itd. Im więcej warstw tyn fajniej. Każdą warstwę trochę uciskamy przed nałożeniem następnej. Na koniec posypujemy serem.
6. Zapiekamy w 180 stopni przez 30 minut.
Bon appetit!
![]() |
| Zapiekanka przed włożeniem do piekarnika |
02 marca 2020, drugi post. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina!
To moja wina. Sam jestem sobie winny. Jestem, jak twierdzi moja żona za dobry dla ludzi. Od zawsze staram się nawiązać jakąś więź z klientem, nie chcę go traktować przedmiotowo. Widocznie źle robię. Efektem tego pozwalam sobie "wchodzić na głowę". Już spieszę opisać sytuację. Pisałem kilka dni temu o pobraniu kurierskim z lokalizacji o kilometr oddalonej od antykwariatu. Zaproponowałem odbiór osobisty. Później dostałem telefon od pewnej Pani, która stwierdziła, że jest sąsiadką zamawiającej, że ona jest starszą osobą i że to ona odbierze, a w ogóle byłoby super gdybym podrzucił książkę jej do pracy, bo to też prawie obok. Głupi zgodziłem się, bo to rzeczywiście blisko i tak się zdarzyło, że akurat tam przechodziłem przy okazji załatwienia innej rzeczy. Pieniążki miały być zostawione dla mnie na portierni. Dodam, że pani pracuje w bibliotece. Więc zapakowałem książkę i gratis [ale jestem głupi] do plecaka i poszedłem. Załatwiłem to co miałem i udałem się na wskazaną portiernię. Oczywiście nikt nic nie wiedział. Wpisałem się do książki odwiedzin i poszedłem do tej biblioteki. Pani tam pracująca zdziwiła się, kompletnie zaskoczyła ją moja wizyta. Okazało się, że z prośbą dzwoniła jej koleżanka, której dziś już nie ma w pracy. Obróciłem się na pięcie i poszedłem. Ciekawe jak się to zamówienie skończy. Powinienem teraz zlecić tego kuriera i mieć wszystko w nosie, a gratis sprzedać.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
21 września 2022, środa.
Właśnie wróciłem od dentysty i jestem ogólnie sponiewierany i znieczulony. Mój aparat gębowy nie działa prawidłowo. Dopiero za dwie godziny ...
-
Wczoraj opracowywałem do sprzedaży dość rzadką książkę, wspomnienia polskiego oświatowca i ludowca Teodora Kaczyńskiego Z Żółtym Kuferkiem...
-
Właśnie wróciłem od dentysty i jestem ogólnie sponiewierany i znieczulony. Mój aparat gębowy nie działa prawidłowo. Dopiero za dwie godziny ...
-
Dzisiaj kupiłem jedną (!), powtarzam tylko jedną książkę. Poszperałem w pudłach z rezerwami na magazynie i do tej jednej smutnej pozycji dod...


